Wystawa plakatów autorstwa Jacka Staniszewskiego, wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, została usunięta przed czasem z Suwalskiego Ośrodka Kultury. Nie jest to pierwszy taki przypadek. Tylko że tym razem autora o tym fakcie nikt nie poinformował. Poszło o plakat prezentowany wcześniej w galeriach w Katowicach i Sopocie.
Autor: Iwona Danilewicz
Jacek Staniszewski od lat zajmuje się różnymi dziedzinami artystycznymi. Ma na swoim koncie setki plakatów wykorzystanych jako afisze wystaw, spektakli teatralnych i koncertów. Zaprojektował też okładki płyt znanych polskich zespołów (Kury, Apteka, Łoskot). Swoje prace prezentował w wielu miastach Polski i Europy. Ten „bluźnierca”, bo tak w Suwałkach artysta został potraktowany, jest też autorem Drogi Krzyżowej wykonanej na zamówienie zakonu Kamilianów w Warszawie. Czym u nas zawinił? Plakatem.
Stachuriada (prze)sterowana
Jacek Staniszewski: Tak. Ekspozycja moich prac w Ośrodku Kultury w Suwałkach z dniem wczorajszym została zdjęta do gołych ścian. Zadecydowała o tym jedna z prac pt. „Crystal love”, pokazywana wcześniej m. in. na Biennale Plakatu w Katowicach i wystawie mojej w Sopocie (…).
Jacek Staniszewski został zaproszony przez Marka Gałązkę do udziału z w drugiej edycji Stachuriady. Wydarzenie odbyło się w Suwałkach pod koniec listopada 2014 r. Towarzyszyły mu koncerty, pokaz filmu biograficznego, slam poetycki i wystawa. Plakaty, które zawisły na ścianach Suwalskiego Ośrodka Kultury, zostały osobiście wybrane przez Jacka Staniszewskiego. Pochodziły z różnych okresów jego twórczości. Tuż przed otwarciem wystawy na naszym portalu ukazał się wywiad z artystą, w którym to Jacek Staniszewski stwierdził: od zawsze jestem zwolennikiem przekazywania emocji w sztuce. Jeśli na plakacie czy w grafice brakuje emocji, wszystko sprowadza się do dizajnu na poziomie IKEI, do gry form, lejałtów, literek, całego tego pierdolnika. Dizajn jest jak granie do kotleta. Dizajn to eutanazja, całkowite odcięcie uczuć.
Uczuć i emocji w przypadku suwalskiej ekspozycji było chyba aż nadto. Do Urzędu Miejskiego w Suwałkach zaczęły napływać skargi. Suwalczanie poczuli się podobno dotknięci, w szczególności plakatem zatytułowanym „Crystal love”. Był na nim między innymi krzyż, i to wystarczyło, by po rozmowie przeprowadzonej przez urzędników z dyrektor SOK, ta podjęła decyzję o zdjęciu prac. Wszystkich, nie tylko tego plakatu, który wzbudził kontrowersje. I choć z dyrektor Bożeną Kamińską nie udało nam się porozmawiać na ten temat, głos w sprawie zabrał Jarosław Filipowicz. Rzecznik UM w Suwałkach przyznał, że po otwarciu ekspozycji pojawiły się zarzuty dotyczące obrazy uczuć religijnych. Argument ten podnieśli „przedstawiciele środowisk kościelnych”. Kto konkretnie? Nie wiadomo. Jak podkreślił Filipowicz, wspomniany plakat był prezentowany na otwartej ekspozycji, a więc mogły go zobaczyć dzieci, mogła zobaczyć młodzież, mogli obejrzeć dorośli. Wystarczyło popołudnie, by po wystawie nie został ślad. Enigmatyczny protest przyniósł jednak swój efekt.
Autor, jak można się spodziewać, nie został poinformowany o całym zdarzeniu. Był przekonany, że w Suwałkach wystawa jego plakatów będzie prezentowana do końca roku, ponieważ taka była umowa. – To zaskakująca reakcja, nigdy wcześniej mnie to nie spotkało – komentuje zdarzenie Jacek Staniszewski. Autor „Crystal love” dodaje, że jego plakaty nie są prowokacją, co więcej, nigdy nikogo nie miał zamiaru ugodzić ich treścią. – Nie taka była moja intencja – zapewnia.
Staniszewski nigdy dotąd nie spotkał się z podobną reakcją. Przyznaje jednak, że trochę mu to przypomina działanie cenzury za PRL-u, gdy artystom w galerii zdejmowano prace, a ci prezentowali puste sale w ramach protestu przeciwko takim działaniom.
Problem z plakatem „Crystal love” leży zapewne w odbiorze. Zestawienie ukrzyżowania i figury anioła czy też Marii Magdaleny, a także kadru ze starego francuskiego filmu spowodowało, że rzekomego „pocałunku miłości”, bez pożądania, nikt nie chciał rozpatrywać w kategorii ostatecznego pożegnania. Ale „niezadowoleni” nie zaprzątali swoich głów interpretacją.
Jacek Staniszewski nie chce budować na zamknięciu wystawy martyrologii własnej. W żadnym wypadku nie chce też, by ktoś przypiął mu łatkę męczennika sztuki. Uważa jednak, że to, co zaszło, jest zjawiskiem groźnym. Przyznaje, że jest mu przykro – ale głównie ze względu na osoby zaangażowane w sprowadzenie jego prac do Suwałk i tworzenie ekspozycji tu, na miejscu. – Przykro mi ze względu na Marka Gałązkę. Znamy się długo. To osoba, która daje ludziom wiele dobrego – podkreśla Staniszewski. I tak osoby związane ze sztuką w Suwalskim Ośrodku Kultury zostały sprowadzone po raz kolejny do roli wykonawców woli magistratu.
Wybryki, co się od chleba zaczęły…
Suwalski Ośrodek Kultury nie działa długo, a to już druga ekspozycja, która została zamknięta przed czasem, po interwencji urzędników. „Debiut lokalnej cenzury” miał miejsce przy okazji instalacji „Termin ważności”, stworzonej z wykorzystaniem prawdziwego chleba. Więcej w artykule: Bez chleba, bez finezji.
Urodzony w Suwałkach artysta napisał wtedy donos dyskredytujący autorów instalacji i ich pomysł. Skończyło się usunięciem projektu. Co ciekawe, informacja o „Terminie ważności” dotarła do środowisk twórczych w różnych miastach. Projekt spotkał się tam z zainteresowaniem. Zapewne zostanie odtworzony na potrzeby innych galerii. Są już takie pomysły, są też konkretne propozycje. Ale „niesmak pozostał”.
Jacek Staniszewski liczy, że ludzie, którzy zamykają w Suwałkach wystawy w końcu zostaną zmuszeni do pewnych refleksji. Sam artysta urażony się nie czuje, bo – jak zaznacza – ma do tego dystans. Być może więcej dystansu powinni mieć też domorośli krytycy sztuki. Jak śpiewał Edward Stachura, patron Stachuriady, a więc poniekąd i sprawca całego zamieszania: Od stania w miejscu niejeden już zginął.
Poniżej publikujemy list otwarty Jacka Staniszewskiego ws. jego wystawy w Suwałkach: