Gościem ostatniego, sobotniego (03.09) spotkania w suwalskim Klubu Podróżnika była Zuzanna Andruczyk, autorka bloga „Z na szlaku”, która 19 sierpnia o godz. 6.54 zdobyła Mont Blanc. Opowiadała o przygotowaniach do wyprawy, górskiej pasji i chwilach strachu podczas zdobywania szczytu.
Autor: Iwona Danilewicz
Opowieści towarzyszył pokaz slajdów i filmów z wyprawy. Zuzanna Andruczyk zabrała też ze sobą trochę sprzętu, bez którego zdobycie Mont Blanc byłoby niemożliwe. Młodej suwalczance (niedawnej maturzystce) towarzyszyli podczas spotkania: Adam Pomian, trener personalny oraz Adrian Chyliński, uczestnik tej samej wyprawy.
Wyprawa, w której wzięła udział Zuzanna Andruczyk, odbyła się w terminie 14 – 22 sierpnia. Poprzedził ją kilkumiesięczny, wyczerpujący trening. Z udziałem z wyprawie wiązało się też sporo wyrzeczeń. To przecież nie spacer. Każdy uczestnik kilkuosobowej grupy podążającej śladami Michela Paccarda i Jacquesa Balmata niósł ważący około 30 kg plecak. Jak podczas spotkania wspomniała Z. Andruczyk – każda rzecz w plecaku była nieodzowna – odzież na zmianę, specjalne jedzenie, śpiwór, namiot, raki, etc.
Wyczerpaniu organizmu – grupa podążała pieszo od podnóża aż na szczyt – nikt nie wjechał kolejką, choć to dość częste rozwiązanie – towarzyszyła choroba wysokościowa, objawiająca się bólami głowy, brakiem apetytu, apatią. Największym zagrożeniem – a tych po drodze nie brakuje – na alpinistów spadają kamienie, czyhają lodowe szczeliny – okazało się jednak gwałtowne załamanie pogody. Ratunkiem był GPS. Dzięki niemu uczestnicy wyprawy dotarli do schronu ratunkowego Valott na wysokości 4362 m n.p.m. O tym miejscu można powiedzieć wiele, począwszy od zapachów, skończywszy na rozgardiaszu i nieładzie tam panującym. – Nikt tam po sobie nie sprząta. W schronie jest pełno śmieci. Od wejścia czuć zapach moczu – wspominała Z. Andruczyk.
Rekompensatą okazał się moment kulminacyjny, już na wysokości 4810 m n. p. m. Czwartego dnia wyprawy ekipa wspinaczy, prowadzona przez doświadczonego alpinistę, rozpoczęła atak szczytowy. – Miałam gorączkę z wycieńczenia, a na szczyt wyruszyliśmy przed wschodem słońca – powiedziała suwalczanka. Namiastkę zapierających dech w piersiach widoków z Mont Blanc mogli zobaczyć dzięki fotografiom i filmom również uczestnicy spotkania w Klubie Podróżnika. Wejście na szczyt było tylko połową sukcesu. Powrót okazał się nie mniej wyczerpujący. – Każdy krok sprawiał mi ból – wspomina młoda suwalczanka, przestrzegając, by podczas zakupu butów do wspinaczki, wybierać obuwie przynajmniej o 2-3 numery większe. Zmiana ciśnienia, ogólne zmęczenie powodują opuchliznę kończyn i twarzy.
Zuzanna Andruczyk, co nie powinno dziwić, na zdobyciu Mont Blanc nie zamierza poprzestać. Połknęła górskiego bakcyla już podczas wypraw ze swoim tatą – Januszem Andruczykiem. Potem polskie szczyty zaczęła zdobywać sama lub w towarzystwie znajomych.
Kolejną górą do zdobycia będzie Kilimandżaro lub Elbrus. Kiedy? Już w przyszłym roku. To jednak nie tylko kwestia przygotowania. Każda wyprawa kosztuje – i to niemało. Wyprawa na Mont Blanc pochłonęła około 10 tys. zł – sam sprzęt kosztował około 7 tys. złotych. Zuzanna Andruczyk mogła spełnić swoje marzenie m.in. dzięki stypendium ufundowanemu przez Dariusza Mazura, suwalskiego przedsiębiorcę.
Fot. Niebywałe Suwałki – Marcin Tylenda – zdjęcia ze spotkania; fot. z wyprawy – źródło: Zuzanna Andruczyk