Reklama

Dotrzymać kroku w nowym roku – Takatuka bez cenzury

Data:

- Reklama -

Pożegnaliśmy stary, trochę już i zgrzybiały, oblepiony wszelkimi przezwiskami, przekleństwami kalendarz, który od połowy swego istnienia zbierał zwiększone ilości złorzeczeń.

Autor: Artur Sawicki, takatuka.blog.pl

Tysiącem głosów wołaliśmy: niech się szybciej skończy, niech prędzej nadejdą święta. Może nowy rok przyniesie coś lepszego, a na pewno powinien przynieść ze sobą zmiany, no i skoro będzie funkiel nówka – nie śmigany, to akceptujemy wyłącznie zmiany na lepsze, płatne kartą, with no cashback.

Póki jednak musujące wino zaszumiało w głowie, a my w szale tanecznego balu albo domowej popijawki, wywlekliśmy najbardziej subiektywne, pikantne podsumowania, trzeba było jeszcze dopompować sklepowe kasy i poczynić ostatnie w roku zakupy. Zasilić napchaną wszystkim czym, zwłaszcza poświątecznym koktajlem mięsno-ordynarno-śledziowym, lodówkę. Wyjść z siatami po zakupy, przedmioty wymyślnych przepisów kulinarnych, składników mikstur tajemnych. Z podświadomą nadzieją, że nie ozdobimy nimi akurat najbliższego chodnika lub ulubionego krawatu, kiedy nam się uleje.

Tu, przynajmniej w mojej okolicy, mogliśmy liczyć na współmieszkańców. Ci starsi, pamiętali przedświąteczne kolejki z początku lat dziewięćdziesiątych, odświeżyli sobie wydarzenia sprzed dwudziestu lat, stercząc w kilometrowych ogonkach do kasy. Dlatego wyszli wcześniej, wcześniej wyszli młodsi, bo tym kazali starsi. Wszystkie dusze niczym przed bramą do nieba, zeszły się w zorganizowanym ogonku. Nie diabelskim nawet, a anielskim iście, tylko brama plastikowo-aluminiowa, a zamiast św. Piotra – zmęczony ochroniarz.

W towarzyskich gronach można było dowiedzieć się, jaki rok był dla każdego z nas. Co dobrego przyniósł społeczeństwu, kto większym niż zwyczajnie złodziejem okazał się, a kto wpadł, skrewił i umoczył. Bilans narodowych i lokalnych zysków i strat, winien – ma, bilans gotowy, można publikować.  Dlaczego wszystkiemu winien jest Tusk, czemu świat się tak naprawdę nie skończył oraz gdzie można kupić jeszcze o tej porze świeże brokuły. Pierwszy raz się zdaje się zetknąłem z informacją, że na sklepowych półkach pewnych produktów nie było. Wykupili, zabrali wszystkie, ale kto? Zasadniczo można było wszystko kupić, z tym, że towary znajdowały się w koszach spacerujących między alejkami klientów tegoż samego sklepu. Podobno wchodzenie do dużych sklepów groziło trwałym kalectwem, śmiercią przez stratowanie, ewentualnie przeziębieniem przez zapocenie w kolejce do kasy w czasie oczekiwania. I choćby zabrakło wykałaczek, wspomnianego już brokułu, sztuk jeden, czy sera: typ szczególny, poświęcenie, by stół wyglądał doskonale, brało górę nad zakupowym moshingiem po obiekcie. A to zdaje się jeden wieczór tylko i następujący po nim świąteczny dzień. Do południa więc zapracowane dusze błąkały się po sklepach i sklepikach, odhaczając ostatnie pozycje na wymiętych już listach zakupów.

Od południa można było podziwiać wachlarz zapowiedzi telewizyjnych gal, szpalery gwiazd tak zwanej telewizji pląsały radośnie po mniejszych i większych scenografiach, mnogość przebojów, które obiecywały nam szampańską zabawę do białego czy jakiego tam rana, grzmiały z głośników stereo i surround. Każdy bawi się jak może i jak potrafi, z telewizją czy bez. Jeszcze tylko pozostało nam tego wieczoru pozjadać wszystko to, co kupiliśmy, za czym sterczeliśmy w kilkunastometrowych kolejkach. Obejrzeliśmy pokazy sztucznych ogni, sztucznych radości i pijackich okrzyków, że zostawiamy po sobie chlew i chińskie opakowania po racach. Te powykręcane i przemoczone szampanem, jako pierwsze nas przywitały podczas noworocznego spaceru. Brakuje nam jeszcze zwyczajnej, prostej kultury, choć już na grzbiecie kurtka modniejsza, a na stole zamiast zimnych nóżek i śledzia w śmietanie, łosoś i szaszłyki, wciąż lubimy po gospodarsku rozpieprzyć butelkę po wódce o chodnik i postrzelać petardami. Im głośniej, tym lepiej, tym huczniej wejdziemy w kolejny rok, tym kac będzie bardziej rył mózg następnego dnia. Bo przecież to jeden taki dzień w roku, jedna taka noc, trzeba korzystać z okazji.

Następnego dnia już szumieć będzie tylko widmo minionej nocy, poszarpane wspomnienia. W domu przywitają koreczki utopione w nietrafionej do kieliszka porcji wódki, w sałatce owocowej znajdzie się widelec z łososiem, a w kryształowym kieliszku zgaszony cienki papieros. Zielone brokuły całkowicie zwiędną przygniecione w niedojedzonej sałatce. Jakoś się posprząta, wyrzuci wszystko, ze stołu, z pamięci. Kilkadziesiąt minut w zmywarce, kilka kursów do kontenera. Odkurzanie, zmywanie podłóg, wreszcie kawa. Już chyba wszystko, można włączyć telewizor, zobaczyć, co było wczoraj. Za kilka dni jeszcze pies wyjdzie z łazienki i przestanie się trząść, wystrzałów już nie będzie. Tak jak śladów po tej jednej, zdaje się, najważniejszej nocy…

 Fot. www.freedigitalphotos.net

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Udostępnij:

Reklama

Najczęściej czytane

Przeczytaj więcej
Powiązane

Karatecy wrócili z Bartoszyc z medalami

W sobotę, 20 listopada w Bartoszycach odbyła się kolejna...

Suwalczanin najszybszy na Litwie

Podczas odbywającej się 11 września ósmej rundy motocyklowych Mistrzostw...