Poniedziałkowa odrobina obsesji nikogo jeszcze nie odesłała na tamten świat. A jeśli nawet tak było, to bohater póki co, niewiele nam powie. Ciekawi jesteśmy co u niego, gdzie podziewa się dusza, jakie zakręty pokonała, co widziała, co dostała.
Autor: Artur Sawicki, takatuka.blog.pl
Nieustannie odnajdujemy u siebie potrzebę sprawdzania, co dzieje się u innych. Jakby codzienne życie nie dostarczało spodziewanych bodźców. Odwiedzenie czyjejś tajemnicy, życia i intymności dokonywało się przez dziurkę od klucza. Tak uczyły nas babki opowiastkami, rodzice książkami, albo rodzeństwo zmuszane przez tych ostatnich do utrzymywania nas w przyzwoitej kondycji umysłowej.
Jako dzieci, z racji marnego zaplecza ziomów, głównie interesowały nas sprawy dorosłych. Z czasem proporcje się zmieniały. Kiedy wreszcie dorośliśmy, interesują nas sprawy dzieci, czy nie kłamią, czy nie kradną, złorzeczą, dobrze się uczą, myją zęby i uszy.
Odkąd w Internecie każą mi bezwzględnie zakładać wszędzie konta, a zeszyt z loginami i innymi identyfikatorami ma już objętość kajetu Indiany Jonesa, szpiegowanie przez dziurkę od klucza wydaje się być niczym.
Zebranie informacji o użytkowniku jest już chyba ważniejsza od treści witryny. Musimy wszystko akceptować, żeby ujrzeć zawartość. Jeśli nie pstrykamy w reklamy, to wciąż musimy akceptować wszystkie polityki, regulaminy, których zrozumienie zajęłoby nam kolejne porcje czasu. A czas to dziś deficytowy towar. No i nie ma komu wystawić faktury, więc klikamy w okienka, checkboxy, podlinkowane i podszyte tęgim kantem ustalenia, które jakiś klawy szpenio sobie obmyślił.
Jedziemy z tym koksem, pstrykamy w kategorie, szukamy, oglądamy, słuchamy i wysyłamy. Materiały się zbierają, bazy danych przeliczają rekordy, aż ich adminom falują wytarte portki. Podglądanie cyfrowe jest teraz bardzo modne, jak prawie wszystko wokół nas. Wymyślono nawet elektroniczne papierosy! Niedługo e-palacze będą zaczepiali się na ulicy: „Przepraszam, ma pan/pani może jakieś źródło na USB?”, naprawdę dramatyczna scena. Nikt już nikogo nie będzie prosił o zapalniczkę w czasie deszczu. Nie będzie podrywania na ogień, ani wściekłości, kiedy złamie się ostatnia zapałka. Może i te e-papierosy przekazują przez komputery, jakimiś mikro aplikacjami, ile i co się pali. Potem niby znikąd, w skrzynce mailowej, w naszym ulubionym folderze znajdziemy reklamy płynu wykonanego z czarcich kopyt, o zapachu wygranej w lotka albo wampira z plastikowej sagi.
Zaczynam się coraz częściej oglądać za siebie, bo czuję nieświeży, gorący oddech. Zdaje się, że to świat chce mnie przeanalizować, przekalkulować i zaproponować prezent dla stryjecznego dziadka, sąsiada mojej ciotki, którą widziałem raz w życiu. Wszystkie zaproszenia mailowe, że skoro oglądałem buty, to na pewno jestem gołodupcem albo lanserem i wszystko muszę mieć z jednej fabryki. Reklamówkami wytapetuję sobie pokój i wtedy świat będzie doskonały, dobry, spełnią się moje oczekiwania.
Klops knucia? Pokraczne raporty wypadłych z obiegu, powodują nieznaczne tylko wahnięcia na słupkach. Zaglądanie do sąsiada skończy się niedługo na tym, że nieznana firma zaoferuje użytkownikom system operacyjny i technologię pozwalającą na zachowanie pełnej anonimowości. Zawirusowany komputer będzie jak mantrę wszędzie podstawiał: Jan Kowalski, płatnerz, login: szorstkizbynio19, zainteresowania: literatura, kino, sport.
paradoksalnie kliknę "Lubię to" 😀 tekst rewelacja