Reklama

Trzeba walczyć o świat „małych kościołów”. Wywiad z Pawłem Bydelskim, liderem i wokalistą zespołu Fri Stejdż Bend

Data:

- Reklama -

Suwalska kapela „Fri Stejdż Bend” wydała niedawno płytę – „Egzystencjalną”. Materiał z tego krążka, ale też inne piosenki powstałe w ciągu 9 lat działalności zespołu, usłyszała już publiczność w Gdańsku. FSB supportował koncert „Kultu”. W rodzinnym mieście „Fri Stejdż Bend” zagra w niedzielę – 26 października o godz. 19.00. Więcej w naszym kalendarzu.

Z Pawłem Bydelskim rozmawiała Iwona Danilewicz.

Jak gdańska publiczność odebrała FSB?

Paweł Bydelski: Dobrze, jak na kultową publikę przystało. Sam jestem jednym z Kulto-maniaków, choć może już nie tak zaangażowanym, jak kiedyś. Najnowszą twórczość „Kultu” znam odrobinę słabiej od całej reszty. Ale to był jednak czad. Największy koncert, jaki do tej pory zagraliśmy. Przed nami był tłum liczący na oko jakieś 1500 – 1800 osób. Widząc tylu ludzi, wiedzieliśmy, że robimy to dla kogoś, kogoś, kogo mamy szansę zainteresować. Tu był tłum i to była moc, ale małe koncerty, grane dla 15 czy 20 osób nie są czymś gorszym, podczas nich też są oklaski i widać, że komuś w rytm muzyki kiwa się główka. Ostatnio przed warszawskim gigiem z „No Logo” zaliczyliśmy koncert na Rakowieckiej, w więzieniu – tam mimo 40 osób na sali, sam czułem moc swoich tekstów.

A jak to jest zagrać przed „Kultem”?

Powiem coś, co dowodzi, jak bliska to dla mnie rzecz, taki koncert. Pierwszy raz na koncert „Kultu” poszedłem w 1998 roku. Miałem wtedy 12 lat. Jakiś klawy gość mnie w tym tłumie przez calutki koncert ochraniał, żeby mnie nie wgnieciono w kratownicę, z której zrobiona była scena na hali OSiR, stworzył mi taki klosz. Gość był zdumiony, że znam każdy tekst na pamięć. To, co zrobił dla mnie, to było samo dobro, bo dzięki niemu przetrwałem kocioł pod sceną, czułem moc muzyki granej na żywo, polatałem na widowni i na wyciętą z zeszytu do matematyki maleńką karteczkę, wrzucony na scenę przez mojego dobroczyńcę, zgarnąłem podpis Kazika – podpisał mi się na plecach takim cieniutkim wkładem do długopisu – ten podpis był dla mnie przez wiele lat relikwią. Dałem go w końcu Pawłowi Konnakowi, aby przekazał Kazikowi wraz z płytą „Lajwgra”, gdy w rozmowie wyszło, że nazajutrz będą razem podpisywać jakieś książki. Konkludując: jeżeli jest się wśród ludzi, których człowiek czuje się częścią (a kulci-ludzie to trochę rodzina), jest się w dobrym miejscu. My właśnie byliśmy w dobrym miejscu. „Kult” to zespół, który wpłynął na twórczość FSB. Swoją drogą ciekawi mnie, kim był mój dobrodziej, może kiedyś się dowiem.

Koncert w B90:

Fot. Ziemowit Tucholski.
Fot. Ziemowit Tucholski.

Materiał, który zaprezentowaliście podczas koncertu to były tylko kawałki z nowej płyty?

Nie, nie tylko. Zaprezentowaliśmy przekrój naszej twórczości, choć sama płyta jest już przekrojem, to było z czego wybierać. Na krążku znajdują się utwory z początków naszej działalności, są też rzeczy najnowsze – w sumie12 kawałków, zaś nasz dorobek podbija pod czterdziestkę. Jakby ktoś chciał sypnąć groszem, to z marszu dwie płyty jeszcze możemy skroić z tego materiału. Co warto podkreślić, „Egzystencjalna” nie jest koncepcyjna, nie jest też spójna. To płyta, której słucha się może nawet z pewną trudnością. Jest ona jednak efektem pewnego obowiązku wobec całej naszej historii, myślę, że czuliśmy podskórnie, że musimy na niej zawrzeć najważniejsze utwory zanim się przeterminują (śmiech).

Dopiero po 9 latach wydaliście swój pierwszy krążek. Co było wcześniej?

Dema, ale ich jakość była nieporównywalna do tego, co mamy na płycie, choć ważne, że ukazały się światu (głównie suwalskiej publice), kiedy jeszcze były „świeże”. Ale warto by to dookreślić. Najpierw nagrywał nas Leszek Kozłowski u Janka Murawskiego – w lochach MJM-u. Efektem tamtych prac był materiał, który umieszczając na Myspace nazwałem przypadkiem „Apple?”. To było jakieś 6 numerów z czego „Sidła”, „Anatomię wojny” i „Alkomunę” nagraliśmy raz jeszcze, aby znalazły się na „Egzystencjalnej”. Owo demo opatrzyłem nieco ordynarną grafiką, która wciąż gdzieś krąży w Internecie skojarzona z naszą nazwą. Grafika ta ponoć bardzo przypadła do gustu Tymonowi Tymańskiemu, który czasem wkłada podarowaną mu przeze mnie koszulkę z „jabłuszkiem” do studia i prowadzi w niej audycję „Ranne Kakao”. Renowacji doczekała się też „Piosenka antymiłosna”, którą mieliśmy dotąd nagraną jedynie w wersji koncertowej. Te numery do dziś tkwią na Myspace i chyba nie warto tego zmieniać, niech gdzieś tam będą.

W 2012 roku postanowiliśmy się zmobilizować i nagraliśmy cztery utwory, takie demo z naszymi najnowszymi osiągnięciami – zatytułowane „Lajwgra”. Wtedy dopiero zrozumieliśmy, czym jest praca w profesjonalnym studiu nagrań. Stwierdziliśmy, że od tej pory chcemy tylko tak nagrywać. Suma energii między nami a Ryszardem Szmitem, realizatorem i założycielem Pro Studio przy Radiu Olsztyn – się zgadza. „Egzystencjalna” mogła powstać tylko tam.

FSB4Do powstania pierwszej płyty przyczyniło się trochę szczęścia. „Egzystencjalna” została częściowo sfinansowana ze stypendium miejskiego. Mimo tego, że trudno was zaliczyć do mainstreamu, również w kwestii światopoglądu, zdecydowaliście się skorzystać z publicznych środków.

Nie ma w tym nic zdrożnego. Uważam nawet, że tych pieniędzy powinno być więcej dla kapel takich jak nasza. Warto wspierać te inicjatywy. Skorzystaliśmy z przyznanych nam pieniędzy, bo ich po prostu potrzebowaliśmy.

Po powrocie z trasy koncertowej „Lajwgra” wystąpiliśmy do miasta z kolejnym już wnioskiem o stypendium, jakoś tak w ostatniej chwili go składaliśmy. Marcin Siejda, nasz menadżer napisał wniosek jako znawca naszych spraw. Podpis na wniosku składałem w wysokiej gorączce, leżałem wówczas chory. W szpitalu spędziłem prawie 3 tygodnie, bo zaziębiony wyruszyłem w trasę – z „Lajwgrą”, sunęliśmy na zachód, Berlin, Poznań… i zamiast leżeć, naraziłem swoje życie na szwank – tak się chciało grać. Uznaliśmy, że warto spróbować po raz kolejny, bo próba to była chyba już trzecia. Mamy co zaprezentować i nie mamy kompleksów, wciąż żyjemy graniem. Tym razem okazało się, że odpowiedź na nasz wniosek była pozytywna.

I owszem, to pieniądze miasta, a my jesteśmy jego częścią. Pojawiły się głosy w środowisku, które wszak lubi się dzielić na kawałki i wgryzać w życie innych, intrygę siejąc, że „Fri Stejdż Bend” się sprzedał. To trochę śmieszne zarzuty. Ten, kto wie, jak działa szołbiznes, nigdy nas nie posądzi o komercję. Najlepsze polskie zespoły mają problemy ze zdobyciem pieniędzy na swoje nagrania, dlatego chętnie korzystają ze środków miejskich. Promujemy to miasto całym sercem, chcemy tu mieszkać, chcemy tu żyć. Jeżeli możemy umieścić herb Suwałk na płycie, powinniśmy być z tego tylko dumni, podobnie miasto – tak mi się wydaje. Mam wrażenie, że to dobrze wydane pieniądze. Dostaliśmy co prawda mniej niż chcieliśmy, więc płytę wydaliśmy już za swoje. Stypendium wystarczyło na profesjonalne nagranie materiału. Spędziliśmy tydzień w Olsztynie, codziennie chodząc do studia.

Fot. Ziemowit Tucholski.
Fot. Ziemowit Tucholski.

„Fri Stejdż Bend” to pierwszy suwalski zespół rockowy, który dostał miejskie stypendium na realizację swoich planów. Czy polecałbyś innym kapelom zabieganie o miejskie środki?

Oczywiście. Wystarczy stworzyć sobie dobry plan, wiedzieć, jaki ma się cel, stworzyć ramy wydatkowania pieniędzy. By rozdysponować je z głową, trzeba się trochę postarać. Uważam, że te pieniądze po prostu należą się sztuce i to w większej ilości, ale przede wszystkim z uwzględnieniem zapasu, jeśli okaże się, że warto inwestować dalej w produkt stypendium. W przypadku kapeli mogłoby to być dofinansowanie trasy koncertowej, wideoklipu, transportu albo sprzętu.

Sztuka, która powstaje z potrzeby serca, nie jest przez nikogo popychana i promowana na siłę, która sama się utrzymuje na powierzchni przez dekadę, jest warta wsparcia. „Fri Stejdż Bend” działa dzięki naszej determinacji. Do tej pory, mimo wcześniej składanych wniosków, nie liczyliśmy tak naprawdę na żadną pomoc, może nie byliśmy też gotowi, aby ją przyjąć?

Chcecie być i tworzyć w Suwałkach. Jaką zatem wartość „Egzystencjalna” wnosi do życia miasta?

Na płycie są utwory zaangażowane w miasto, w mniejszym lub większym stopniu. Niektóre z nich to konstrukcje oparte na moim życiu wewnętrznym, inne na obserwacjach, jeszcze inne na uniwersalnych tematach, dotyczących ludzi na całym świecie. Te piosenki mają stanowić zachętę do tego, by o różnych rzeczach mówić otwarcie, na głos, by podejmować dyskusję – ze sobą i ze światem.

Tematy poważne, ale piosenki pełne humoru, celnie spuentowane, z komentarzem charakterystycznym dla Ciebie, jako autora tekstów i przekazujące Twoje podejście do życia. Świetnym tego przykładem jest kawałek zatytułowany „Dr Marek”. To historia prawdziwa, która zdarzyła się w Suwałkach, na „rubieży wschodniej”. Pochodzący z Suwałk artysta skrytykował Twoją i Mietka Iwaszko wystawę, którą po jego interwencji zamknięto z przykazu urzędników. Ta piosenka to Twoja odpowiedź?

Ani ja, ani Mietek Iwaszko nigdy nie zajęliśmy oficjalnego stanowiska w tej sprawie. To sytuacja, gdy dr sztuki, który nawet nie widział całej wystawy, zamiast zgłosić się do autora instalacji, napisał „donos” do Urzędu Miasta w Suwałkach i ktoś przeoczył, że wypracowany przezeń autorytet mógł się przeterminować. To było kolosalne chamstwo z jego strony, przystrojone wulgarnymi i ordynarnymi wypowiedziami. Moja piosenka to diagnoza – żarcik, że chyba tak do końca nie jest „dobrym lekarzem od sztuki”.

A ty, jako baczny obserwator rzeczywistości jak zdiagnozowałbyś sytuację w Suwałkach? Pytam nie tylko o sferę kultury i sztuki.

Suwałki to miasto jak każde inne, tyle że położone ościennie. Podstawowym jego atutem jest wielkość. Z każdego punktu można szybko dotrzeć na drugi jego koniec, wyjechać na łąkę, do lasu, by znaleźć czas na refleksję.

A patrząc z perspektywy człowieka z dzieckiem, to przydałoby się więcej żłobków [śmiech].

Ujmując rzecz dogłębniej, bardziej „egzystencjalnie”, nie narzekam na Suwałki, w ogóle staram się nie narzekać na rzeczywistość. Teraz każdy chciałby dostać wszystko łatwo i szybko, więc ludzie szukają szczęścia na Antypodach, czy w innych Amerykach, landach itp. Zaciągają kredyty na marzenia, a potem pracują ponad siłę, powoli je spłacając, co miesiąc za ostatnie pieniądze. Gnają. Ale to problem uniwersalny, nie tylko problem Suwałk. Życie tutaj jest tak samo dobre, jak wszędzie indziej, żyje się tu po prostu wolniej niż w stolicy, a szybciej niż na wsi. Ale jest tu wszystko, jak to się mówi – cała infrastruktura, tylko ludzi jakby coraz mniej do nadawania i odbioru, a wcale nie chodzi mi o emigrację. Jest wiele rzeczy do poprawy, ale to właśnie ludzie, którzy tak stanowią miasto, jak wierni kościół, muszą się obudzić. Trzeba się łączyć w środowiska, skupiać wokół wspólnych spraw i walczyć o piękno, o świat miliona takich „małych kościołów”, z których każdy jest inny i ma innego boga, swojego – takiego, jakim go sobie ustanowi.

Piosenka „Pozytywnego coś” to deklaracja tego właśnie, takie Twoje credo?

To coś więcej, dopełnia ją inna piosenka z płyty – „Pani z panem”. Napisałem te piosenki, by pilnować się w różnych sferach życia. Myślę, że bardzo ważne jest, by nie być w życiu hipokrytą, jednak zdarza mi się to i lubię siebie potem za to skarcić. Tymi piosenkami odciąłem się też od tematów naprawdę trudnych, poważnych i globalnych. Chciałem podkreślić – sam dla siebie – że warto pisać o miłości na przykład. Miłość jest w porządku, jest wartością pozytywną. Podobny przekaz ma piosenka „Egzystencjalna”, która jest motorem całej płyty. To też trochę przestroga, a trochę zachęta do wyjścia z siebie, żeby nie wykipieć. Jestem za większą otwartością. Wiem, że wszyscy mamy w sobie radość i uważam, że trzeba ją wyeksponować. To także dobra rada dla wszystkich forumaków. Fora internetowe to takie miejsca, w których płynie dużo jadu. Wolność słowa opiera się tam na anonimowości, a wtedy ludzie przestają być odpowiedzialni za swoje słowa. Nie wolno się bać wyrażania własnej opinii, nie tylko na forach, ale i w życiu, chyba, że ma się zamiar milczeć, bo to przecie złotem jest. Więcej odwagi cywilnej!

W niedzielę, 26 października „Fri Stejdż Bend” zagra na Dużej Scenie Suwalskiego Ośrodka Kultury. W listopadzie czeka was kolejny koncert razem z „Kultem”. Jakie jeszcze macie plany?

Nie wybiegamy z chłopakami za daleko w przyszłość. Na jakiś czas zamierzamy z Marcinem Siejdą, naszym menedżerem zamknąć budę pod nazwą SUM, aby więcej czasu poświęcać kapeli. Chcemy grać wszędzie, gdzie się da i gdzie nas zaproszą.

Przed koncertem w Warszawie, w „Stodole” odwiedzimy „Rock Radio” i audycję „Ranne Kakao” – to bardzo poważna-niepoważna audycja, podczas której coś zagramy.

Wydaliśmy płytę, sprzedajmy ją przez NuPlays. Chcemy nią zainteresować innych. Tym bardziej, że „Egzystencjalna” nie jest ani łatwa, ani lekka i bardzo zróżnicowana stylistycznie, ale wierzę w jej treść.

Wielu ludzi nam sprzyja – dziękujemy Krzysztofowi Grabowskiemu z kapeli „Dezerter”, który zrobił nam logo. Dziękujemy Marcinowi Tylendzie, który udostępnił nam motyw na logo i wielu innym osobom, które nas wspierają. Długa to mogłaby być lista, gdybym się rozwinął, ale streszczając się w kwestii tego, co się z nami dzieje obecnie, pragnę też podziękować Maćkowi Dydyńskiemu za to, że zrealizował nam nagranie wideo z gdańskiego koncertu i Ziemowitowi Tucholskiemu za sesję zdjęciową i Rybie, i Czupie za podwózki na koncerty. Nasze plany bez sprzyjających okoliczności i ludzi – nie mogłyby często być zrealizowane, albo byłoby to karkołomne ,więc musiałem wspomnieć o ludziach w kontekście planów.

Dlaczego warto przyjść na koncert w Suwałkach? Jak zaprosiłbyś publiczność?

Wiem, że często nie mogliście mnie na koncertach zrozumieć, to wynik niskich budżetów na sprzęt, albo fatalnej akustyki sali, albo i wszystkiego po trochu – tym razem, dzięki gościnności Suwalskiego Ośrodka Kultury, jakość przekazu i jakość dźwięku powinna być wyśmienita. To okazja, żeby podumać w fotelu nad tekstem i poczuć to mocne uderzenie, które dla Was mamy. Być może, żeby kupić płytę. Koncert będzie nagrywany, więc będziecie uczestniczyć w czymś, co zmaterializowane stanie się dobrem kultury, archiwalium. Zapraszam wszystkich z serca. Dziękuję za uwagę.

Dziękuję za rozmowę.

Fot. Wojciech Otłowski – www.wojciech-otlowski.pl – archiwalne koncerty zespołu Fri Stejdż Bend

2 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Udostępnij:

Reklama

Najczęściej czytane

Przeczytaj więcej
Powiązane

Muzyczna podróż w czasie (foto)

Piątkowy koncert muzyki dawnej dostarczył wrażeń artystycznych, ale też...

Takich Targów jeszcze nie było!!!

08Rozmowa z Prezesem Zarządu Firmy Racis Development, Szymonem Racisem...

Aluzje – fotografie litewskiego artysty w Centrum Sztuki Współczesnej

Od wtorku, 6 września aż do połowy listopada w...

Lech Poznań zwyciężył w IV Turnieju Piłkarskim im. Grzegorza Wołągiewicza

Zdecydowaną wygraną Lecha Poznań zakończył się dwudniowy IV Turniej Piłkarski...