Nawet do głowy by mi nie przyszło, iż materiał o suwalskim akcencie w serialu „Osiecka” pójdzie w kraj. Wystąpił wysyp mniej lub bardziej krytycznych opinii, a także sugestii. Pozwolę sobie zatem ustosunkować się do nich. Przepraszam, że z takim opóźnieniem, ale lepiej późno niż wcale.

Autor: Wojciech Otłowski

Jako oczywista oczywistość jawi się fakt, iż czytelników przede wszystkim interesował suwalski wątek, więc wypadałoby od niego zacząć.

Dajmy już spokój wiadomemu dworcowi kolejowemu i skupmy się na samym przybyciu poetki na Suwalszczyznę w przeddzień stanu wojennego.

Wskazywano trop – kontakt z ówczesnym kierownikiem Wojewódzkiego Domu Kultury. Przykro o tym pisać, ale niedawno minęły dwa lata od śmierci pana Janusza. Szeregowi pracownicy byli wypytywani we wspominanym w poprzednim tekście materiale śledztwie facebookowym. Jednoznacznie wykluczyli ewentualność zaistnienia takiego wydarzenia, jak spotkanie autorskie Agnieszki Osieckiej.

Nie wiem, czy w ogóle wróciłbym do tematu, gdyby nie jedna osoba, której bardzo dziękuję! Kamil Maczułajtys – na co dzień realizator dźwięku w Suwalskim Ośrodku Kultury – nie tyle dał mi wskazówkę, ale skierował wprost na archiwalny numer tygodnika suwalsko-mazurskiego „Krajobrazy”. Zasięg periodyku obejmował teren całego ówczesnego województwa suwalskiego, ale oczywiście nie brakowało w nim informacji na temat wydarzeń w grodzie nad Czarną Hańczą. Nas, rzecz jasna, żywo interesuje druga dekada grudnia 1981 roku. Tak się składa, że numer 49 (68) datowany był na… 13 grudnia. Tu krótka uwaga, gazeta w kioskach Ruchu ukazywała się parę dni przed wzmiankowaną datą. Można domniemywać, iż nastąpiło to w czwartek, 10 grudnia. W fizycznym dotarciu do papierowego egzemplarza pomogły mi panie z Biblioteki Publicznej. Oj, jakże jestem im wdzięczny! Na stronie 15 znajdziemy rubrykę: Co, gdzie, kiedy? Cóż widzimy w lewej, górnej szpalcie? Tak, tak: zapowiedź imprez Wojewódzkiego Domu Kultury na 10 i 12 grudnia! I chyba wszystko jasne…

Ludzi spoza Suwałk irytowało moje picie do nazwiska dyrektorki domu kultury. Cóż, pewne rzeczy są czytelne jedynie osobom znającym realia grodu nad Czarną Hańczą. I to właśnie tubylcy żywo reagowali w drugiej minucie i trzydziestej sekundzie dwunastego odcinka.

Jak wspominałem poprzednim razem, suwalską kulturą przed czterema dekadami kierowali mężczyźni. Rzeczone nazwisko nosiła dyrektorka Suwalskiego Ośrodka Kultury w latach… 2012-2018. Niektórzy owej zbieżności nie potrafią potraktować jako li tylko przypadkową. Pamiętają bowiem, że Robert Gliński był gościem w suwalskim przybytku kultury.

A owszem, ten pan maczał ręce w serialu – i jako reżyser, i jako scenarzysta – ale akurat w innych odcinkach. Interesującą nas dwunastą część sygnowali Michał Rosa oraz Marcin Karpiński. Ten drugi na łamach „Wyborczej” wyraził żale i miał pretensje do reżysera o zmiany w scenariuszu. Rosa mniej więcej po tygodniu – w wypowiedzi dla tego samego medium – na zarzuty odpowiadał dość wymijająco. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do wiadomych źródeł. Znamiennym jest to, że obaj obawiali się współpracy z TVP. Jednocześnie nie oszukujmy się – żadne duże stacje komercyjne nie były zainteresowane serialem o Osieckiej. Sama Telewizja Publiczna jest pełna paradoksów. Z jednej strony otrzymuje wielką dotację na propagandę religijno-historyczno-rządową, Z drugiej – w oczy rzuca się typowa dla rynku komercyjnego walka o widza. Piję tu, rzecz jasna, do programów ambitnych inaczej – o rolnikach, uzdrowiskach, przechylających się podłogach. Przykre, że momentami serial zniża(ł) się do żenującego poziomu ww. produkcji – choćby w piątym odcinku, kiedy tytułowa bohaterka pyta przez telefon: „Jaką sukienkę mam ubrać?”. Scena nie tylko obraża inteligencje widza, ale wręcz godzi w pamięć poetki.

Na koniec ustosunkuję się do zarzutów o posługiwanie się manierą „wiem, ale nie powiem”, które dotyczyły bodajże trzech tematów.

Pierwszy – związany z nazwiskiem dyrektorki domu kultury – wyklarowałem już wyżej.

Drugi tyczył się anegdoty związanej z powstaniem piosenki do filmu „Prawo i pięść”. Powiem wprost: każdy szanujący się wielbiciel Osieckiej powinien znać tę historię. A jeżeli nie, to bardzo łatwo ją „wygooglować”…

O wiele bardziej skomplikowana historia wiążę się z piosenką „Uciekaj moje serce”. Wydawało się mi, że jako tako naświetliłem ją dwa tygodnie temu. Ale najwidoczniej się myliłem. Wiec tak. Wystarczy znaleźć teledysk „Uciekaj moje serce” na wiadomym kanale internetowym, by zorientować się, że istnieje wręcz powszechne przeświadczenie, iż mamy to do czynienia z piosenką z serialu „Jan Serce”. Podkreślę: piosenką! Prawda jest taka, że w serialu utwór funkcjonuje w wersji instrumentalnej! A brzmi tak:

Tekst Agnieszki Osieckiej powstał już na fali popularności dziesięcioodcinkowej, nakręconej przed czterdziestoma laty przez Radosława Piwowarskiego, opowieści o warszawskim kanalarzu poszukującym miłości. W rolę tytułową wspaniale wcielił się Kazimierz Kaczor. Dużo się chyba nie pomylę, jeżeli postawię tezę, że mieliśmy w tym przypadku do czynienia z jedną z najlepszych jego kreacji aktorskich. Co ważne – jakże inną od Leona Kurasia z „Polskich Dróg” – kolejnego kultowego serialu telewizji polskiej z czasów PRL-u.

Teledysk do piosenki „Uciekaj moje serce” powstał przy okazji telewizyjnego „Przekładańca sylwestrowego” emitowanego, jak sugeruje sam tytuł, ostatniego dnia roku 1982.

W tej samej scenografii oprócz Seweryna Krajewskiego swoje piosenki zaprezentowały m. in. Halina Frąckowiak („Serca gwiazd”), Irena Jarocka („Póki drzewa jeszcze w kwiatach”) czy Krystyna Prońko („Jesteś lekiem na całe zło”). Po latach odprysk tego programu, w postaci osobnych teledysków, można zobaczyć w pewnym telewizyjnym kanale muzycznym prezentującym polską muzykę. Jak łatwo się domyślić wideoklipy trafiły także do sieci.

Co ciekawe, równolegle obecne są tam inne clipy do ww. piosenek Jarockiej i Prońko – również powstałe na potrzeby ówczesnej telewizji.

Możliwe, iż w owym przekładańcu występowała alternatywna scenografia z wiszącą karoserią Trabanta (vide: „Luz blues, w niebie same dziury” – Urszuli, „Gwiazdy Rock And Rolla” – Lombardu, czy „Józek, nie daruję ci tej nocy” – Bajmu), ale wróćmy do głównego wątku.

Jak wspominałem dwa tygodnie temu, piosenka „Uciekaj moje serce” funkcjonowała już wcześniej z tekstem innego autora i to w wersji… niemieckojęzycznej. Czerwone Gitary, jak wielu innych polskich wykonawców, nagrywały dla enerdowskiej wytwórni Amiga. W 1981 roku wydała ona singiel, na którego stronie A znalazł się utwór „Wie Sand im Wind”.

W polskim pierwowzorze – wątpię czy kiedykolwiek zarejestrowanym – nosi(ł) tytuł „Piach”, a autorem tekstu był Krzysztof Dzikowski. Tłumaczenie popełniła Ingeburg Branoner – znana też z niemieckojęzycznych przekładów przebojów Maryli Rodowicz czy Skaldów.

Po latach Dzikowski miał (za)sugerować, że wschodni Niemcy tantiemy za tekst zamiast jemu, przypisali Osieckiej! Ile w tym prawdy? Nie mnie wyrokować…

Tak samo ciężko mnie – z suwalskiego dystansu – ustosunkowywać się do tezy, że Agnieszka Osiecka ostatnie dni przed wprowadzeniem stanu wojennego spędziła na Kongresie Kultury Polskiej, który odbywał się w warszawskiej Sali Kongresowej. W tym miejscu skończę. Dalszego ciągu nie planuję.

Osiecka w Suwałkach?! Szkoda, że jedynie w serialu

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj