Niektóre filmy wracają do nas jak bumerang. Nie tylko dlatego, że zostały odrestaurowane cyfrowo. Niektóre filmy długo siedzą w głowie. Myślimy o nich, dyskutujemy, spieramy się. Lepszego przykładu na taki film niż „Przełamując fale” po prostu nie ma. Ten film to kwintesencja tego, po co są na świecie DKFy. Tego filmu nie da się nie przegadać, podyskutować, wyrzucić z siebie emocje tuż po projekcji. Taki jest ten film. Jego reżyser powiedział, że dobry film jest jak kamień w bucie. Uwiera, przeszkadza, nie sposób zapomnieć, że jest. „Przełamując fale” w reżyserii Larsa von Triera to film trudny, brudny i kultowy. Czy warto go zobaczyć? Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Czy warto go sobie przypomnieć?
„Przełamując fale” – Historia młodej i wrażliwej Bess, która wychodzi za mąż za doświadczonego mężczyznę. Wkrótce Jan wyjeżdża do pracy na platformie wiertniczej na Morzu Północnym. Wierna, lecz bardzo samotna Bess modli się o jak najszybszy powrót ukochanego. Tymczasem na platformie dochodzi do groźnego wypadku i Jan powraca do domu sparaliżowany. Bess spełnia wszystkie jego zachcianki, nawet te niedorzeczne i coraz bardziej szalone. Pewnego dnia Jan oznajmia żonie, że powinna wrócić do normalnego życia, kochać się z innymi mężczyznami i opowiadać mu o swoich doznaniach… Film został nagrodzony Złotym Globem, Cezarem i Złotą Palmą, otrzymał także nominację do Oscara.