Reklama

Planszówki – szkoła strategii, biznesu i wyobraźni

Data:

- Reklama -

Gry planszowe zawsze miały swoich fanów. Ostatnie lata to jednak zupełnie nowa epoka – czas planszowych dzieł sztuki. Niektóre z nich, oparte na filmach, książkach bądź grach komputerowych są wykonane z niezwykłą precyzją. Zachwycają bogactwem postaci, możliwościami realizacji własnych strategii i pobudzania fantazji w trakcie tworzenia innych światów. W planszówki grają już nie tylko dzieci, ale też młodzież i dorośli.

 Materiał sponsorowany.

W większych miastach Polski funkcjonują grupy zapaleńców, którzy organizują turnieje, wymiany gier planszowych, udzielają się na forach tematycznych. W Suwałkach od niedawna działa sklep i wypożyczalnia gier „Gratosfera” (ul. Noniewicza 85 c) z bogatą ofertą najpopularniejszych planszówek. Mimo tego, że na półkach „Gratosfery” nie brakuje nowości, w asortymencie wciąż można znaleźć dobrze znanego Chińczyka, są też warcaby i bierki.

Gry planszowe coraz śmielej podbijają rynek rozrywki. Ich urok odkrywają i starsi gracze, którzy doceniają poziom trudności, wysiłek umysłowy towarzyszący rywalizacji. Niektóre gry doskonale urozmaicają imprezy i spotkania ze znajomymi. „Wieczór panieński” czy „Stupromilowy las” jako „gry tematyczne” z pewnością mogą rozbawić grono przyjaciół zaproszonych np. na tzw. „domówkę”. Dobrą zabawę zapewnią „Palce w pralce” czy „Dobble”. Imprezowe gry planszowe lub karciane tworzone są w taki sposób, by przy minimalnych trudnościach ze zrozumieniem zasad dawały maksimum satysfakcji z dobrej zabawy.

Może trudno to sobie wyobrazić, ale planszówki potrafią przenieść w inną czasoprzestrzeń. Gry typu „Kolejka”, „Wojny ryżowe”, „Ucieczka z Alcatraz” czy oparte na książkach i historii „Filary Ziemi”, „W 80 dni dookoła świata”, „Podróż do wnętrza Ziemi”, „Wielki Pożar w Londynie”, a nawet „Gra o tron” i „Bitwy Westeros” mają niesamowity i niezapomniany klimat. Niektóre planszówki, takie jak te nawiązujące do świata stworzonego przez Pratchetta, są łakomym kąskiem. „Ankh-Morpork” najprawdopodobniej już wkrótce zniknie z „Gratosfery”. Podobnie jak nowość – „Slavika” autorstwa Marcina Wełnickiego.

Świat fantasy króluje w planszówkach, ale nie znaczy to, że twórcy współczesnych gier zamykają się na innych odbiorców. Niektóre planszówki to prawdziwe wyzwanie edukacyjne. Prowadzenie firmy budowlanej czy imperium mody jak w „Pret-a-porter” lub praca nad przychodem pasywnym w „Cashflow” to trudniejsze zadanie niż mogłoby się wydawać. Ta ostatnia gra, stworzona przez Roberta Kiyosaki – inwestora, biznesmena, motywatora i byłego marines, już niedługo pojawi się w sprzedaży w „Gratosferze”. Dostępna w wersji 101 i 202 będzie doskonałym sprawdzianem na drodze do opuszczenia „wyścigu szczurów”.

„Gratosfera” ma już swoich stałych bywalców. A ci chcieliby organizować turnieje. Planszówki to w końcu spore emocje, możliwość poznania nowych osób, sprawdzenia swoich umiejętności. Właściciele „Gratosfery” przekonują, że tu właśnie kryje się przewaga gier planszowych nad grami komputerowymi, w których wszystko podane jest na tacy. Planszówki wymagają o wiele większego zaangażowania wyobraźni, mają też działanie integracyjne, prospołeczne. – Niewiele jest gier, w które można grać samotnie – podkreślają Krzysztof i Piotr Terepko z suwalskiego Salonu Gier Planszowych.

Wśród planszówek każdy może znaleźć coś dla siebie. „Gratosfera” dba o to, by w sklepie były dostępne gry strategiczne, wojenne, ekonomiczne, fantasy, rodzinne, dziecięce, ale też horrory, gry biznesowe, karciane, logiczne, przygodowe. Do większości z nich można dobrać dodatki urozmaicające rozgrywkę – akcesoria w postaci figur, kart i plansz to już spory wydatek, ale i ciekawsze możliwości, inne scenariusze.

W ofercie suwalskiego sklepu znajduje się też całkiem pokaźna kolekcja gier rodzinnych i planszówek dla najmłodszych. Gry tego typu stanowią doskonałe uzupełnienie procesu uczenia się i poznawania świata. Warto przekonać się, czy rodzinną rozrywką mogą być „Pędzące żółwie”, „Cztery pory roku”, „Nogi stonogi” czy „Zakazana wyspa”.

Gra to sfera – zdecydowanie. Przestrzeń dla ludzi z wyobraźnią, których fascynują nowe wyzwania. W Salonie Gier Planszowych przy ulicy Noniewicza 85 c może i nie ma królewskiej gry z Ur czy liczącej tysiące lat Warri. Są za to „wrota do innych wymiarów”. Klucz do nich może znaleźć każdy, kto ma choć trochę fantazji.

Bądź na bieżąco – www.facebook.com/Gratosfera

Fot. Gratosfera

Recenzja gry DIXIT. Autor: Paweł Bydelski

Dixit (łac. rzekł) to gra towarzyska o walorach wręcz wybitnie ponadpokoleniowych. Choć do gry używamy tu bajecznie kolorowych kart, to obrazki na nich przywołują na myśl niezliczone ilości skojarzeń – tak u dzieci, jak i u dorosłych. W zasadzie Dixit można z powodzeniem ochrzcić „skojarzeniówką”, człowiek może mieć wrażenie, że nie jest to ani planszówka (bo plansza służy tu jedynie do zliczania punktów), a z zaliczeniem do karcianek może być krucho gdyż nie uświadczysz tu tej magicznej systematyki wyższości kart nad sobą.

Aby zachęcić was do gry, muszę pokrótce opisać zasady. Każdy z graczy dobiera po kilka kart (w zależności od liczby graczy), a zadanie polega na wybraniu jednej z nich, wyłożeniu zakrytej na stół i naprowadzeniu pozostałych graczy słowami na to, która to karta. Czynność narratora piastują gracze kolejno, jednak po wysłuchaniu podpowiedzi, każdy gracz zobowiązany jest pójść śladem narratora i wyłożyć własną kartę, która jego zdaniem najbardziej pasuje do opowieści.

Gdy wszyscy wybiorą już karty, narrator je tasuje i rozkłada kolejno obrazkiem do góry, teraz każda karta na stole ma liczbę, pierwsza wyłożona to 1 itd. Teraz czas na zgadywankę, co miał na myśli bajarz? Głosuje się na kartę za pomocą kartoników, które dostajemy na początku gry. Najprzyjemniej gra się w 5-6 osób i w zależności od tego, w ile osób gramy, dostaniemy tyle kartoników z numerkami. Każdy gracz poza narratorem obstawia swój typ, kładąc na stole zakryty kartonik z numerkiem, pamiętając o tym, że nie wolno mu obstawić swojej karty. Gdy wszyscy zagłosują, następuje zliczenie punktów i króliczki na bajkowej planszy zmieniają swoje położenie. Wygrywa ten, kto zajdzie króliczkiem najdalej, gdy skończą się już karty.

Instrukcja gry poucza, aby starać się opowiadać dłuższe historie lub bazować na literaturze, którą znają może nie wszyscy siedzący przy stole. Czemu? Rzecz to prosta a zawierająca sens tej zabawy – wskazówki nie mogą być zbyt oczywiste do odgadnięcia, ponieważ gdy wszyscy trafią, którą kartę wyłożył narrator, nie otrzyma on punktów – gdy nikt nie odgadnie sensu jego opowieści, wydarzy się to samo.

Zasady są bardzo proste, jeśli ktoś usiądzie do gry z osobami już zaznajomionymi z grą. Zrozumienie Dixit zajmie mu 2 minuty. Niejednokrotnie wydaje się człowiekowi, że jego karta pasuje do opowieści tak dobrze, że żadna inna nie ma z nią szans… o jakże to potrafi być złudne wrażenie. Ile gwaru i radości daje Dixit wie tylko ten, kto grał.

Dixit to pozycja, którą warto mieć na półce. W odróżnieniu od wielu gier, w moim domu często wędruje na stół i jest cyklonem dobrej zabawy. Rozwija twórcze myślenie i sprzyja budowaniu dobrych relacji. Doskonała na prezent, świetna alternatywa dla telewizora i komputera. Gra na wiosnę, na lato, na jesień i zimę – zdarza mi się wziąć ją do plecaka, gdy idę kogoś odwiedzić. Gdy znudzi nam się talia podstawowa, dokupujemy Dixit 2, by poczuć powiew świeżości. Uwierzcie – warto spróbować.

Recenzja gry „Nogi stonogi” (EGMONT). Autorka: Patrycja Czerniecka, MamoDroga

Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to ilustracje Macieja Szymanowicza, którego już znamy i lubimy z pięknych ilustracji do książek z wierszami Doroty Gellner. Poza tym solidne, małe i estetyczne pudełko, choć czasem ciężko je otworzyć, gdy się zapowietrzy.

Po otwarciu ucieszyłam się, że elementy są tekturowe i grube, bo nie zniszczą się w łapkach naszego najmłodszego – dwuletniego domownika, lubiącego ostatnio giąć wszystko, co papierowe. Tych elementów nie da się pognieść. Wypycha się je z tekturki i po zakończonej grze można je tam z powrotem powkładać, dzięki czemu wiadomo od razu, czy coś się zgubiło. Zwróciłam też od razu uwagę na drewniane kostki, co jest wyjątkowe – raczej producenci robią plastikowe elementy.

Kolej na instrukcję. Gra przeznaczona jest dla 2-4 graczy w wieku od 4 lat. Każdy z nich próbuje zdobyć dla swej stonogi jak najwięcej butów. Wygrywa ten gracz, któremu uda się plan zrealizować. Zasady są bardzo czytelne, a gra emocjonująca do samego końca.

Drugą i ostatnią wadą jest trudność w odróżnieniu czarnych i niebieskich bucików stonogi na planszach. Z daleka można je odróżnić jedynie kształtem, co po którejś partyjce już nie sprawia problemu. Dwulatek, choć nie mieści się w podanym przedziale wiekowym graczy, dzięki grze uczy się kolorów.

Ogólnie gra jest prosta i szybka, więc nie zniechęca i nie zanudza dziecka. Wręcz przeciwnie, gdy zaczynamy grać – końca nie widać, bo dziecko chce jeszcze raz, gdy wygra oraz tym bardziej jeszcze raz, gdy przegra.

Recenzja gry „Pędzące Żółwie – Wyścig do sałaty”. Autor: Sylwia Rakowska-Sabastyn, MamoDroga

Pierwszą cechą, którą podkreśliły moje dzieci, były bardzo żywe kolory pudełka. Ilustracje proste i jednoczenie wesołe zainteresowały 3 i 5-latki, starszaki bardziej zawartość. Przy pierwszym otwarciu sprawiło nam trudność wieczko, jednak po kilku rozgrywkach otwierało się bez problemu. Konstrukcja pudełka, plansza oraz wizerunki bohaterów są z mocnej tekturki, co bardzo mnie ucieszyło ze względu na intensywność używania przez najmłodszą część drużyny. Jednak instrukcja i karty do gry są cienkie i małe, wobec czego łatwo się mogą zniszczyć i już przy pierwszej rozgrywce jedna z kart zapodziała się poza obszarem gry. Pionki wykonane z drewna, łatwe do uchwycenia, również mają żywe kolory. Świetnie nadają się do zabawy bez udziału w grze. Zasady ładnie opisane na spodzie pudełka zachęcają do gry samodzielnie czytające starszaki, jednak jej rozbudowana wersja w instrukcji, w miarę czytania staje się coraz bardziej zagmatwana. Dorosłemu przeczytanie jej ze zrozumieniem może zająć dłuższą chwilę niż zakładał. Moje dzieci po kilku rozgrywkach stwierdziły, że zasady są za trudne i wprowadziły swój własny scenariusz gry, jednak przy zastosowaniu wszystkich dostępnych w grze elementów. Po wstępnym entuzjazmie emocje opadły i wracają do gry okazjonalnie, za każdym razem stosując swoje własne zasady gry.

Gra „Cztery pory roku”, recenzja Moniki z MamoDroga

Producent gry podaje na pudełku, że skierował grę do dzieci od 3 lat. Graliśmy w składzie: mama, 3,5 letni Kuba i 6-letnia Maja. Najmłodszy uczestnik poradził sobie z zadaniami, wszyscy dobrze się bawili, uznaję więc, że jest to gra rodzinna. Zasady gry są proste, czytelne, obrazki oczywiste.

Zadaniem graczy jest odrzucanie obrazków podporządkowanych porom roku, wskazanym losowo przez zegar. Dziecko więc może w ten sposób nauczyć się lub sprawdzić, czy zna cechy charakterystyczne wiosny, lata, jesieni, zimy. Obrazki jednej kategorii mają też dla ułatwienia przyporządkowany sobie kolor, a więc wiosna – zielony, lato – żółty, jesień-pomarańczowy, zima – niebieski.

Co podoba mi się w grze? Pomysł z zegarem. Zauważyłam, że dla dzieci jest to atrakcyjna forma losowania. Mamie odpowiada, że możemy być w czasie gry w jednym miejscu. Kostki do gry zazwyczaj rozbiegają się nam po pokoju. Żetony są wykonane z twardej tektury, więc gra nie zniszczy się szybko.

Co mi się nie podoba, ewentualnie co bym zmieniła? Zegar mógłby być nakładany na pudełko, wskazówka przesuwałaby się wtedy lżej. Tymczasem jest to kawałek tekturki, który kładzie się np. na stole, a wskazówka opornie przesuwa się, ponieważ od spodu hamowana jest przez swoją plastikową część. Tekturkę trzymałam więc w ręku.

Mama wolałaby, żeby obrazki były artystycznymi rysunkami, dzieci nie zgłaszały sprzeciwów w tej kwestii.

Recenzja gry „Qwirkle” – Niebywałe Suwałki

„Qwirkle” to gra, której zasady są banalnie proste, a wrażenia towarzyszące rozgrywce – niespodziewanie pozytywne. Trudno tę grę porównać do „Scrabble”, bo tu nie układamy słów, jednak posiada ona pewne cechy wspomnianej, które od razu przychodzą na myśl w trakcie partii. „Qwirkle” opiera się taktyce, strategii i planowaniu kolejnego ruchu. W grze używane są drewniane płytki z różnymi wzorami i kolorami – jest ich w sumie 108. Za ich pomocą każdy z graczy stara się zdobyć jak najwięcej punktów – tworząc rzędy zawierające ten sam kolor, ale różne symbole albo zawierające ten sam symbol, ale różne kolory. „Quirkle” zdecydowanie można wrzucić do worka gier familijnych. Partie rozgrywane są szybko, więc kolejni gracze się nie nudzą. Wskazane jest nawet, by uważnie śledzili ruchy przeciwnika, bo inaczej mogą przegrać.

Fi jak… „Fauna” – recenzja gry

„Boska proporcja” obecna jest w skali atomowej, w ludzkim DNA, a nawet w szkieletach zwierząt. Zależności można sprawdzić dokładniej, eksplorując świat zwierząt w grze „Fauna”. To nie żart – edukacyjną grę rodzinną, opartą na zgadywaniu jaką wagę lub długość mają zwierzęta oraz jakie obszary zamieszkują, można przeanalizować pod kątem paranaukowym.

Dwustronne karty, na których znajdują się podobizny ssaków, ptaków, gadów i płazów, to podstawa gry. W „Faunie” wykorzystywana jest też kolorowa mapa świata z zaznaczonymi obszarami. Zadaniem graczy jest ulokowanie swojego pionka w wytypowanym obszarze, w którym prawdopodobnie mieszka dane zwierzę. Kolejne zadania to odgadnięcie długości zwierzęcia, długości ogona. Wygrywa ten, kto będzie bliżej prawidłowej odpowiedzi.

Zestawy kart podzielone są ze względu na trudność. Ten drugi zestaw to prawdziwe wyzwanie, ponieważ niektórzy przedstawiciele „Fauny” ulokowani na kartach to tajemnicze stworzenia znane chyba tylko naukowcom. Ale spokojnie, to tylko pierwsze wrażenie.

 

 

1 KOMENTARZ

  1. Kupiłem tu właśnie utęsknionego Scrabble'a w dobrej cenie 🙂 Oferta wypożyczalni – z rabatem w razie kupna gry w wysokości kwoty za wypożyczenie – to super pomysł dla niezdecydowanych. Polecam!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Udostępnij:

Reklama

Najczęściej czytane

Przeczytaj więcej
Powiązane

Prezydent Suwałk na sesji: W naszym położeniu – lepsza ewakuacja niż schrony

Podczas sesji Rady Miejskiej w środę, 27 marca, temat...

Wielkanoc na kartce. Sięgamy do archiwum pocztówek

Pocztówki wielkanocne to fragment historii pocztowej, bogatej w kreatywność,...

„Perfect Days” – Oda do codzienności w reżyserii Wima Wendersa w Cinema Lumiere. Wygraj bilety

Filmowa podróż przez prostotę i piękno życia zawsze przyciąga...

Zmarnowana Wielkanoc. Sprawdź, jak świętować bez wyrzucania jedzenia do kosza

Święta to czas spotkań z bliskimi, suto zastawianego stołu...