Po zmianie przepisów, która nastąpiła 10 lat temu, aby zostać tłumaczem przysięgłym, trzeba zdać bardzo trudny egzamin państwowy. Udaje się to jednej osobie na cztery. W Suwałkach przez ostatnią dekadę nikt nie zakończył takiej próby z sukcesem. Impas przełamała niedawno Monika Chrościelewska.
W Suwałkach na liście tłumaczy przysięgłych znajdują się obecnie 44 osoby, a w całym województwie takich osób jest 360. Większość z nich nabyła uprawnienia najpóźniej w 2004 r. Był to ostatni moment, by uniknąć egzaminu przed komisją w Ministerstwie Sprawiedliwości, w skład której wchodzą prawnicy, tłumacze, uznani lingwiści. Wcześniej decyzja należała do prezesów sądów, przeprowadzających egzaminy wewnętrzne, uwzględniających dyplom ukończenia studiów lub opierających się na dokumentach potwierdzające praktykę zawodową, zdobyte doświadczenie.
Teraz jest inaczej. To zaskakujące, ale przez ostatnie 10 lat nikt w Suwałkach nie uzyskał uprawnień. Nie wyklucza to jednak faktu, że nie było chętnych, by podejść do egzaminu państwowego. Zniechęca zdawalność utrzymująca się na poziomie 25 proc. i fakt, że za egzamin trzeba zapłacić 800 zł. Niepowodzenie nie wiąże się ze zwrotem pieniędzy…
Moniki Chrościelewskiej to jednak nie zniechęciło. Póki co, suwalczanka jest pierwszą i jedyną osobą w naszym mieście, która podeszła do nowego dwuczęściowego egzaminu (ustny, pisemny) i zdała go za pierwszym podejściem. – To bardzo restrykcyjny, trudny egzamin. Moim zadaniem było pisemne przetłumaczenie czterech tekstów. Dopiero pozytywny wynik z tej części umożliwił mi podejście do części ustnej – tłumaczy suwalczanka. Egzamin sprawdza wieloosobowa komisja. Jest to długi i żmudny proces. Od komisji wymaga drobiazgowości, od kandydatów na tłumaczy – cierpliwości. Od chwili przystąpienia do pierwszej części egzaminu do momentu odebrania zaświadczenia o wpisaniu danej osoby na listę tłumaczy przysięgłych może minąć nawet cały rok.
– Ten egzamin jest wiarygodnym, obiektywnym i ujednoliconym sposobem badania kompetencji językowych kandydatów na tłumaczy. A to bardzo ważne. W przyszłości od ich pracy może zależeć wynik postępowania sądowego, wolność danej osoby, czy możliwość przebywania na terenie danego państwa – ocenia tłumaczka.
Monika Chrościelewska jest absolwentką filologii włoskiej. Ale to nie z włoskiego zdawała egzamin na tłumacza. W ciągu 9 lat praktyki tłumaczeniowej udało jej się opanować język angielski na tyle dobrze, by spróbować swoich sił w języku Szekspira. Po studiach nie chciała szukać szczęścia w wielkim mieście, postanowiła postawić na swój rozwój w Suwałkach. – Ukończyłam studia podyplomowe dla tłumaczy na Uniwersytecie Warszawskim, a potem zapisałam się na kilkumiesięczny kurs w prywatnej szkole, przygotowującej do egzaminu w ministerstwie. Miałam dużo zajęć z prawa polskiego i anglosaskiego, wiele praktyki – dodaje Monika Chrościelewska.
Po 10 latach od wprowadzenia zmian rynek tłumaczeń zmienił się. Osoby zajmujące się profesjonalną translacją mogą szukać wsparcia w grupach tematycznych, na forach, podczas konferencji tłumaczeniowych. – Dostęp do informacji jest teraz ułatwiony. Kiedy zaczynałam, środowisko tłumaczy było bardziej hermetyczne – wspomina suwalczanka.
Raz zdany egzamin nie czyni tłumacza nieomylnym. – Na rynku tłumaczeń jest duża konkurencja. Niezbędne jest stałe podnoszenie kompetencji. Samodzielna praca to klucz do sukcesu – twierdzi Monika Chrościelewska, która zdecydowała się nawet na podjęcie 5-miesięcznego stażu w Departamencie Języka Polskiego w Dyrekcji Generalnej ds. Tłumaczeń Pisemnych (DGT) Komisji Europejskiej w Luksemburgu, by zdobyć potrzebne doświadczenie. Ogrom pracy opłacił się.
Monika Chrościelewska, mimo że ma swoje biuro w Suwałkach, większość zleceń realizuje dla klientów z różnych miast Polski.
Tak.to moja corka i jestem z niej dumna.wszystkiego najlepszego Kochanie