Już w przyszłym tygodniu – od 7 lutego w Cinema Lumiere będzie można obejrzeć film Maria Callas, opowiadający historię jednej z najwybitniejszych śpiewaczek operowych XX wieku. Nazywana La Divina – Boska, Callas była ikoną, której niezwykły talent, emocjonalna interpretacja i sceniczna charyzma uczyniły ją legendą opery.
Maria Callas urodziła się 2 grudnia 1923 roku w Nowym Jorku jako córka greckich imigrantów. Jej dzieciństwo naznaczone było rodzinnymi konfliktami – po rozwodzie rodziców, w wieku 13 lat, Maria wraz z matką i siostrą wróciła do Grecji. Tam rozpoczęła naukę w Konserwatorium Ateńskim pod opieką słynnej śpiewaczki Elviry de Hidalgo. Już w wieku 17 lat zadebiutowała na scenie w niewielkiej roli w operze Boccaccio, a zaledwie rok później wcieliła się w tytułową bohaterkę Toski Pucciniego – postać, która stała się jednym z jej najbardziej rozpoznawalnych kreacji scenicznych.
Wkrótce Callas zaczęła budować międzynarodową karierę. Po krótkiej przygodzie z nowojorską Metropolitan Opera przeniosła się do Włoch, gdzie w 1947 roku wystąpiła w La Gioconda na Arenie w Weronie. Tam poznała swojego przyszłego męża, przedsiębiorcę Giovanniego Meneghiniego, który stał się również jej menedżerem. Lata 50. przyniosły jej wielką sławę – występowała na najważniejszych scenach operowych świata, od La Scali po Covent Garden. W 1954 roku po raz pierwszy zaśpiewała w Stanach Zjednoczonych – w operze Norma, którą wielu uznaje za jej największą rolę.
Talent Callas szedł w parze z jej nieustępliwością – była jedną z pierwszych śpiewaczek operowych, która walczyła o równe wynagrodzenie z mężczyznami, a jej perfekcjonizm i wysokie wymagania sprawiały, że niejednokrotnie popadała w konflikty z dyrektorami teatrów i dyrygentami. Wraz z rosnącą sławą przyszły jednak także problemy – jej głos zaczął tracić dawną siłę, a częste choroby prowadziły do odwoływania występów, co budziło kontrowersje i krytykę.
W 1965 roku Callas po raz ostatni zaśpiewała w pełnej operze, ponownie wcielając się w rolę Toski na deskach Covent Garden. Mimo zakończenia kariery scenicznej wciąż fascynowała opinię publiczną – jej romans z greckim miliarderem Aristotelesem Onassisem był szeroko komentowany w mediach, podobnie jak jej status ikony stylu. W późniejszych latach wystąpiła w filmie Medea w reżyserii Paolo Pasoliniego oraz prowadziła mistrzowskie kursy wokalne w Juilliard School.
Maria Callas zmarła 16 września 1977 roku w wieku 53 lat. Pozostawiła po sobie niezapomniany dorobek, który do dziś inspiruje kolejne pokolenia miłośników opery.
W naszym konkursie 2 osoby mogą wygrać pojedyncze bilety na pokaz filmu MARIA CALLAS w Cinema Lumiere. Aby wziąć udział w losowaniu, wystarczy do 3 lutego do godz. 10.00 wysłać do nas mailem: redakcja@niebywalesuwalki.pl odpowiedź na pytanie: W którym roku Maria Callas nagrała pierwszą płytę i jaki utwory się na niej znalazły?
Bilety wygrywają: Paulina Brezgieł i Anna Bielska.
Wywiad z Angeliną Jolie
Maria Callas w filmie „Maria”
Dlaczego chciałaś zagrać Marię Callas?
Poznałam Pabla Larraína wiele lat temu i powiedziałam mu, jak bardzo go szanuję jako reżysera i że mam nadzieję, że kiedyś z nim nawiążę współpracę. Skontaktował się ze mną w sprawie Marii i bardzo poważnie podszedł do procesu obsadzania roli, co doceniam. Naprawdę chciał się upewnić, że aktor będzie na to gotowy i rozumie zadanie. Jestem też ogromną fanką scenarzysty Stevena Knighta. Jest wiele odwagi w wyborach, których dokonali w swojej narracji, co świadczy o ich niezwykłych umiejętnościach. Cieszyłam się, że pracuję z bardzo poważnym reżyserem, który oczekuje ode mnie prawdziwej pracy, stawia przede mną wysokie wymagania i rzuca mi wyzwania. To nie zawsze jest oczywiste. To nie była tylko okazja do opowiedzenia historii Marii Callas, kobiety, którą uważam za fascynującą i którą darzę sympatią, ale także możliwość pracy z reżyserem, który prowadzi cię w podróż i jest niezwykle wymagający. I podobało mi się, że był wobec mnie surowy! Jest wymarzonym reżyserem i chciałabym pracować z nim jeszcze wiele razy. Ponadto, jako reżyserka, wiele się nauczyłam, obserwując jego sposób pracy.
Jak wiele przygotowań wymagała ta rola?
Pablo oczekiwał, że naprawdę włożę w to mnóstwo pracy i że będę śpiewać. Na sześć lub siedem miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć zaczęłam lekcje śpiewu i włoskiego, studiowałam operę, całkowicie się w to zanurzyłam i pracowałam nad tym. W przypadku Marii Callas nie było innego wyjścia. To zabawne – jako aktorzy na początku kariery, gdy ktoś pyta: „Czy potrafisz jeździć konno? Czy znasz ten język?”, zawsze odpowiadamy: „Tak”, a potem wracamy do domu i myślimy: „Muszę nauczyć się tego w ekspresowym tempie!”. Kiedy Pablo zapytał: „Czy potrafisz śpiewać?”, pomyślałam: „No, trochę…”, ale prawda jest taka, że jak mi powiedział: „Musisz nauczyć się śpiewać operowo, bo jeśli tego nie zrobisz, zobaczę to na twojej twarzy w zbliżeniach – a to jest esencja jej osoby”. Ale to było coś więcej – musiałam naprawdę zrozumieć Marię Callas, by móc ją zagrać. Muzyka była jej życiem. Jej głos, jej ciało, zdolność do śpiewania, obecność na scenie i kontakt z publicznością – to wszystko stanowiło jej świat.
Jakie było dla ciebie doświadczenie nauki śpiewu operowego?
Szczerze mówiąc, okazało się to terapią, której nawet nie wiedziałam, że potrzebuję. Nie zdawałam sobie sprawy, ile w sobie tłumię i czego nie wypuszczam na zewnątrz. Największym wyzwaniem nie była sama technika, ale przeżycie emocjonalne – znalezienie swojego głosu, bycie w swoim ciele, ekspresja. W operze nie można wyrażać bólu połowicznie – to musi być ból w najgłębszej postaci. Trzeba dać z siebie absolutnie wszystko. Śpiew operowy wymaga całego ciała, pełnej emocjonalnej otwartości i najsilniejszego możliwego głosu.
Czy twoja relacja z operą się zmieniła? Polubiłaś ją?
Teraz naprawdę kocham operę i ma ona dla mnie zupełnie nowe znaczenie. Chodzę na przedstawienia i pozwalam muzyce mnie porwać, poruszyć. Wcześniej jej nie rozumiałam. Myślę, że czasem postrzegamy operę jako coś elitarnego, odległego od nas. Jest tak monumentalna, ale może trzeba przeżyć pewne rzeczy, które sięgają takiej głębi bólu czy miłości, by w pełni zrozumieć i docenić skalę emocji, które niesie opera.
Musiało to być niezwykłe doświadczenie – występować na scenie w otoczeniu orkiestry. Jak to na ciebie wpłynęło?
To było transformujące, zarówno jako dla artystki, jak i jako dla człowieka. Przez większość życia nie miałam dużego kontaktu z muzyką. Nie grałam na żadnym instrumencie, a jako rodzic często słuchałam tego, czego chcą moje dzieci. W pewnym sensie zapomniałam, jak ważna jest muzyka. Ten film mi ją na nowo przywrócił. Przebywanie wśród pianistów, śpiewaków, całej orkiestry sprawiło, że się w niej zakochałam i poczułam się bardzo mała wobec tego ogromu sztuki. Teraz naprawdę wierzę w terapeutyczną moc muzyki. Stojąc w tych historycznych miejscach, czułam się jak najszczęśliwsza artystka na świecie.
Dzięki technologii twój głos został połączony z głosem Marii Callas w filmie. Jak to wpłynęło na twoją grę?
Na szczęście nikt nie oczekuje, że ktokolwiek zaśpiewa jak Maria Callas – nikt na świecie nie jest w stanie tego zrobić! Nawet w jej czasach nie miała sobie równych. To byłby błąd, gdyby w filmie zabrakło jej prawdziwego głosu. Ona jest w tym filmie bardzo obecna. To była współpraca – ja i ona razem, tworzące trzecią osobę na scenie. Nie odgrywałam żadnej roli po swojemu, tylko próbowałam zrozumieć, dlaczego Callas podejmowała takie, a nie inne wybory artystyczne. Jeszcze bardziej ją podziwiam, bo była nie tylko niezwykłą śpiewaczką, ale i genialną aktorką.
Jak zmieniło się twoje postrzeganie Marii Callas po tej roli?
Bardzo ją cenię i mam do niej ogromny szacunek. Jestem wdzięczna, że mogliśmy pokazać ją jako człowieka. Dowiedziałam się na przykład, że była praktycznie niewidoma. Jej późniejsze okulary miały tak mocne szkła, że ktoś powiedział Pablo: „Z taką wadą wzroku to prawie jak ślepota”. A ona jako młoda kobieta nie mogła nosić okularów na scenie, bo to było nie do przyjęcia – musiała więc zapamiętywać swoje role w inny sposób. To pokazuje jej instynkt przetrwania. Nie chodziło tylko o ambicję – musiała radzić sobie w świecie, który jej nie ułatwiał życia, i pracować dwa razy ciężej.
Choć to inne czasy, czy historia Callas to kolejny przykład surowszego traktowania kobiet w świetle reflektorów?
Tak już jest przy takim poziomie sukcesu – i myślę, że Maria to rozumiała. Ciężko pracowała, wiedziała, że jeśli ludzie przychodzą na jej koncerty, musi być perfekcyjna. Dawała z siebie wszystko. A potem, gdy zaczęła dokonywać innych wyborów w życiu, ta sama publiczność ją za to ukarała. Czuła ogromną presję. Myślę, że była bardzo wrażliwą osobą. Nie da się wyrażać takich emocji bez wielkiej wrażliwości.
Jak pracowało ci się z obsadą?
Wszyscy graliśmy prawdziwe postacie i odtwarzaliśmy autentyczne relacje. Ferruccio, którego gra Pierfrancesco Favino, nadal żyje i nigdy nie sprzedał prasie historii o Marii. To piękne, że w ostatnich latach życia miała wokół siebie ludzi, którzy naprawdę ją kochali. Na planie czułam się wspierana – inni aktorzy mieli dla mnie prawdziwą troskę i zrozumienie.