Przesyłamy informację, którą dziś otrzymaliśmy od Zuzanny Andruczyk: O 6.29 czasu lokalnego zdobyłam Dach Afryki po 4 dniach aklimatyzacji. Choroba wysokościowa mnie nie dotknęła. Atak szczytowy był bardzo wietrzny (temp. odczuwalna -20 st. C).
W oczekiwaniu na powrót Zuzanny Andruczyk, która marzy o zdobyciu Korony Ziemi i jej relację z podróży do Afryki pod patronatem naszego portalu – Niebywałe Suwałki, publikujemy ciekawostkę – wspomnienie z ubiegłorocznej wyprawy na Kilimandżaro innej suwalczanki.
Natalia Domagała jest absolwentką I LO. Ma 22 lata. W Londynie mieszka od 3,5 roku. Ukończyła tam studia z Antropologii i Mediów, w tej chwili pracuje w organizacji pozarządowej zajmującej się prawami kobiet, jest też dziennikarką – freelancerką.
Natalia tak pisze o swojej górskiej pasji: Po górach aktywnie chodzę od 16. roku życia, a swoją przygodę zaczęłam od słowackich Tatr i Rohaczy (2125 m n.p.m., szlak zwany „Słowacką Orlą Percią”). Od tamtej pory co roku jeździłam w Polskie Tatry, zdobywając kolejne szczyty, między innymi Rysy (2499 m n.p.m.). Swoją pasję do gór łączę z podróżami – będąc w Gruzji weszłam pod Lodowiec Gergeti (3200 m n.p.m.) w masywie Kazbek; w Indiach odbyłam trekking po plantacjach herbaty w okolicach Munnar (najwyższe wzniesienia do 2,500 m n.p.m). Góry są dla mnie miejscem, w którym odpoczywam, zbieram myśli, a przede wszystkim testuję swoją wytrzymałość i przesuwam osobiste granice. W moich planach są kolejne szczyty – w tym oczywiście Korony Ziemi. Tymczasem trenuję na siłowni, ćwiczę jogę oraz zbieram fundusze na następne wyprawy. Zdjęcia z podróży i dnia codziennego na Instagramie Natalii.
Natalia Domagała szczyt Kilimandżaro zdobyła w sierpniu 2016 roku. Tak wspomina tamten moment:
Noc, kiedy zdobywaliśmy szczyt Kilimandżaro, była surrealistyczna. Aksamitna czerń nieba roziskrzona milionami gwiazd, prawdziwa ciemność i majestatyczne kontury zmarzniętych skał. Szliśmy w szeregu – jeden za drugim, bardzo, bardzo wolno, oświetlając sobie drogę latarkami czołowymi. Zamarzły nam worki z wodą. Jeden litr, który ocalał, miał wystarczyć na następne 3-4 godziny, kiedy to zrobi się cieplej i pozostałe 3 litry odmarzną.
Przewodnicy przerwali wszechobecną górską ciszę, śpiewając tradycyjne pieśni o aniołach i o Kilimandżaro, wyznaczające rytm naszych kroków. Nikt nie rozmawiał – powolny marsz w ciemnościach przy akompaniamencie śpiewnych wersów w suahili sprawiał, że chwila ta była magiczna i nikt nie chciał jej zakłócić. Wschód słońca na wysokości ponad 5000 m n.p.m był niesamowitym przeżyciem, jednak najpiękniejszym momentem całej wyprawy było zdobycie najwyższego szczytu Afryki.
Do wejścia na Kilimandżaro siła psychiczna i wytrwałość potrzebne są bardziej niż świetna kondycja. Wchodzi się powoli, ‘pole-pole’ jak mówili nasi przewodnicy, by organizm się zaaklimatyzował. Powolne tempo bywa frustrujące, szczególnie przez dwa ostatnie dni, gdy krajobraz i droga są dość monotonne. Na chorobę wysokościową nie ma reguły – czułam się dobrze przez cały czas podejścia, jednak mdłości i zawroty głowy dopadły mnie w czasie drogi powrotnej.
Niezmiernie istotnym faktem jest to, że Kilimandżaro jest jednym z głównych miejsc zatrudnienia dla mieszkańców tego regionu i wynajęcie lokalnych przewodników jest niezbędne do wspomagania miejscowej gospodarki. Tragarze i przewodnicy zapewniają wspinaczom kompleksową opiekę, niosą ich bagaże i gotują. To właśnie dzięki nim wspinaczka jest przyjemna i tylko na niej można się koncentrować – nie trzeba się martwić o namiot ani posiłki. Praca jako przewodnik jest dobrze płatna jak na warunki tanzańskie, jednak według standardów zachodnich – nie są to dobre pieniądze. Przewodnicy i tragarze są często wyzyskiwani przez firmy turystyczne, nie mają odpowiedniej odzieży ani obuwia. Osobom planującym wejście na Kilimandżaro polecam korzystanie z firm partnerskich z Kilimanjaro Porters Association Project – organizacji, która dba o odpowiednią płacę, ubiór i posiłki porterów.
Moja wspinaczka była jednocześnie zbiórką pieniędzy na pomoc Dig Deep, organizacji budującej studnie i systemy sanitarne w Kenii. Udało mi się zebrać w tym celu 1500 funtów, czyli ponad 7,5 tys. złotych. Ta kwota przyczyni się do doprowadzenia wody do co najmniej jednej kenijskiej szkoły.
Chodzenie po górach zawsze było moją pasją. Odkąd zamieszkałam w Londynie, jeszcze bardziej doceniam krystalicznie czyste górskie powietrze, ciszę i spokój, które pozwalają mi zebrać myśli i odpocząć. Wyprawę na Kilimandżaro polecam każdemu, kto lubi wyzwania i chciałby zmierzyć się sam ze sobą.
Gratulacje Zuza
Gratulacje, to wspaniałe że można spełniać swoje marzenia pomagając innym. Świetnie napisane, powodzenia w kolejnych wyprawach!