Z dalekiej perspektywy pewne rzeczy wyglądają inaczej. Międzynarodowy Festiwal Filmu i Muzyki „Transatlantyk” również. Bo im bliżej, tym wszystko wydaje się bardziej znajome… Poznańskie tytuły prasowe to niemal powtórka z rozrywki jeśli chodzi o nasz lokalny Suwałki Blues Festival.
Ubiegłoroczny bilans festiwalowy zamknął się na 36 tys. osób, które w czasie trwania „Transatlantyku” przyjechały do stolicy Wielkopolski. W tym roku jest jeszcze za wcześnie na podsumowania. W przypadku Poznania przyciągają nazwiska zaproszonych gości, osoba inicjatora – Jana A.P. Kaczmarka, tytuły i gatunki prezentowanych filmów oraz wydarzenia towarzyszące. W przypadku SBF jest podobnie. W tym roku dziennik „Rzeczpospolita” informował, że w koncertach odbywających się w ramach Suwałki Blues Festival uczestniczyło około 10 tys. osób dziennie. Tych, którzy postanowili wziąć udział w „bluesowej uczcie”, jak wydarzenie określają organizatorzy, przybyli ze względu na nazwiska wykonawców i klimat festiwalu w Suwałkach.
Ale przecież nie o porównania tu chodzi, ponieważ obu wydarzeń tą samą miarą mierzyć nie wolno. Chodzi raczej o pytania zadawane przez mieszkańców miast odległych od siebie o ponad 500 km. I jedni, i drudzy pytają: po co nam ten… i tu do wyboru – Transatlantyk lub Suwałki Blues Festival? Wbrew pozorom i jedno, i drugie wydarzenie określić można mianem festiwalu niszowego. Blues skierowany jest do określonej grupy odbiorców, kino offowe także. O istocie organizowania festiwali pisze ciekawie Mikołaj Iwański w tekście: Festiwal wszystkich festiwali. Uwagi o utowarowieniu kultury – http://www.obieg.pl/teksty/25835
Więcej informacji o tym, co zabrał na pokład tegoroczny „Transatlantyk”, już niebawem.
Na zdj. Multikino 51 (Niebywałe Suwałki)