Reklama

Niebywałe Kino, czyli Klasyczne Duety – 3 x David Lynch & Kyle Maclachlan

Data:

- Reklama -

LynchWiele osób stykających się z Davidem Lynchem, porównuje go do przykładnego skauta. Zawsze jest otwarty, uśmiechnięty, uczynny i miły. On sam twierdzi, iż spokój umysłu, a jednocześnie nielimitowaną energię twórczą zapewnia mu medytacja, którą praktykuje codziennie od kilkudziesięciu lat. Nieodłączną częścią Lynchowskiej wizji świata są enigmatyczne tekstury skrywające najdziwniejsze detale, manifestujące nie tylko optymistyczne piękno, ale i wszechobecną zgniliznę życia. Film, malarstwo, a ostatnio nawet muzyka, to środki wyrazu pozwalające mu na wprowadzanie nas w ten specyficzny, transcendentalny nastrój, który na zawsze zapada w świadomości wrażliwego odbiorcy.

Autor: Tomasz Sawicki

Po sukcesie „Eraserhead” oraz ” The Elphant Man”, David Lynch był już pewnym siebie i docenianym reżyserem, prawdopodobnie dlatego Dino de Laurentis (producent Universal Studio) złożył mu propozycję zekranizowania książki Franka Herberta „Dune”. Choć David nigdy nie był fanem sci-fi, mocno zafascynowała go ta wyjątkową lektura i szybko zgodził się sfilmować wielomilionową produkcję.

Podczas castingu legendarnego składu aktorskiego, reżyser poznał i zatrudnił Kyle’a Maclachlana, jak się potem okazało – odnalazł w nim swoje przyszłe, artystyczne alter ego. Kyle wciela się tu w rolę młodego księcia Paula Atreidesa, który w dramatycznych okolicznościach musi opuścić zaciszny pałac, by rozwikłać wielką tajemnicę Melanżu, pożądanej w całym wszechświecie przyprawy o super naturalnych właściwościach. Postać Paula posiada bardzo trudne do uzyskania zestawienie cech, niewinności, siły typowej dla przyszłego przywódcy oraz odwagi, niezbędnej do wchodzenia na niedostępne zwykłym śmiertelnikom poziomy duchowości. Fakt , iż Maclachlan poza teatrem nigdzie wcześniej nie grał, działał właściwie na korzyść filmu, „Dune” ma bowiem dramatyczną konwencję spektaklu, widoczną szczególnie w dostojnych dialogach i baśniowej oprawie wizualnej. By oddać pustynny klimat planety Arrakis, zdjęcia kręcono w plenerach Meksyku, gdzie wkomponowane w surowe tła, steam punkowe statki, złote pałace i potężne robale, nawet po dekadach zachwycające nas w niezapomnianych epickich scenach. Pomimo niekwestionowanego talentu reżysera, trudny do realizacji scenariusz sprawił, że film okazał się finansowym fiaskiem o chaotycznej – w oczach krytyków – fabule. Wielu fanów spodziewało się drugich „Gwiezdnych Wojen”, a otrzymali coś w rodzaju mrocznej wersji „Flasha Gordona”. Postać Paula przypomina bardziej Matrixowego Neo niż Skywalkera, co tylko udowadnia, że jest to kino wizjonerskie, które jednak nie trafiło w „swój” czas.

Po trwającej trzy i pół roku pracy nad „Dune”, Lynch raz na zawsze odciął się od wysokobudżetowych produkcji. Typowy dla nich sztywny plan działania, czy raczej brak elastyczności we wprowadzaniu zmian na różnych etapach realizacji filmu, nigdy nie dałby mu bowiem pełnej swobody artystycznej. Głęboki oddech, a zarazem zwrot ku tematom naprawdę go pociągającym, nastąpił przy realizacji „Blue Velvet”. Już sam początek to swoisty wizualny majstersztyk. Spotykamy tu kwintesencję amerykańskiego surrealizmu rodem z malarstwa E. Hoppera. Sielankowa okolica domów jednorodzinnych stanowi tło obrazu, w centrum akcji jest zaś niedoświadczony student Jeffrey, przypadkowo wpadający na trop zbrodni. Odnajdujemy tu wątki mocno zakorzenione we wspomnieniach i dziecięcych fantazjach reżysera. Rolę Jeffrey’a otrzymał oczywiście Kyle Maclachlan, który m.in. ze względu na fizyczne podobieństwo do Lyncha, w pewnym momencie staje się po prostu jego ekranową, młodszą wersją. Aby poznać tajemnicę, napędzany ciekawością bohater filmu musi świadomie wyjść poza cukierkowy banał amerykańskiego przedmieścia i w pewnym sensie przeistoczyć się w detektywa – podglądacza. Tak odkrywa mroczny świat apartamentu Dorothy Vallens (Isabella Rossellini), gdzie po raz pierwszy w życiu jest świadkiem perwersyjnej przemocy. Przed Jeffrey’em odsłania się brutalna rzeczywistość, pełna tajemnic oraz niedopowiedzeń. Zdrowy rozsądek podpowiada mu, że zło jest już niebezpiecznie blisko, tuż pod powierzchnią, lecz ukryta prawda fascynuje go przez to jeszcze mocniej. Jeffrey nie spocznie, dopóki nie rozwiąże tajemnicy, nawet jeśli oznacza to stawienie czoła demonicznemu Frankowi (Dennis Hopper ).

Współpraca Davida Lyncha z Kyle’m Maclachlanem osiągnęła twórcze apogeum podczas realizacji kultowego serialu „Twin Peaks”. Małe, uśpione miasteczko z zachwycającą przyrodą górską w tle, przeżywa wstrząs po zabójstwie tutejszej licealistki Laury Palmer (Sheryl Lee). Zbrodni towarzyszy wiele tajemnic i lokalna policja nie jest w stanie sama znaleźć sprawcy. Na pomoc przybywa więc agent FBI Dale Cooper. Postać Coopera można uznać za przedłużenie wątku Jeffrey’a z „Blue Velvet”. O ile jednak Jeffrey działał jako amator, to Cooper jest już zawodowcem, który do zgłębiania „natury zła” wykorzystuje nie tylko wysoki iloraz inteligencji, ale i ocierającą się o zdolności paranormalne, niezwykle rozwiniętą intuicję. Rzeczywistość, w której przychodzi prowadzić mu śledztwo, jest wyjątkowo zagmatwana, a z biegiem czasu staje się wręcz odrealniona. Właściwie każda postać z „Twin Peaks” jest tym charakterystycznym dla Lyncha, dziwacznym detalem, który kryje w sobie kolejny sekret, mający jakiś związek ze śmiercią Laury Palmer. Widać, że dla nieco ekscentrycznego Cooper’a jest to doskonałe środowisko pracy, bowiem od przyjazdu ma dobry humor i emanuje optymizmem, czemu daje wyraz m.in. legendarnymi peanami na temat tutejszej kawy z dunatami. Pilot serialu ma niepowtarzalny nastrój, piękne a zarazem mroczne pejzaże w połączeniu z poetycką muzyką Angelo Badalamentiego są wręcz hipnotyzujące. W pierwszym sezonie tajemnica wciąga nas na tyle, że wcale nie chcemy, by została rozwiązana. W momencie, kiedy dowiadujemy się, kto zabił Laurę Palmer, w poszczególnych epizodach pojawiają się nowi reżyserzy i poziom serialu staje się nierówny. Dobry obserwator zawsze będzie jednak w stanie odnaleźć te elementy „Twin Peaks”, do których ręce przyłożyli David Lynch oraz Mark Frost (współtwórca serialu), ze względu na ich styl nie do podrobienia. Jest to pierwszy i pewnie jedyny serial (pilot, 29 odcinków oraz prolog „Twin Peaks: Fire Walk with Me”), który osiągnął tak wysoki poziom artystyczny, bijąc rekordy popularności. Do dziś w kolejnych produkcjach TV słyszymy echo nie tylko „Twin Peaks”, ale i wielu innych dzieł Lynch’a.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Udostępnij:

Reklama

Najczęściej czytane

Przeczytaj więcej
Powiązane

O potrzebach młodzieży – (Nie)Dorzeczne rozmowy w Plazie

Niemal półtora miesiąca po wrześniowym spotkaniu na Bulwarach grono,...

Wrześniowe (Nie)DoRzeczne rozmowy o przyszłości Suwałk

Nowe miejsce – z niedługim stażem działania, ale już...

X Muza w obronie przyrody – pokaz filmu „8 Gifts Of The World” w Cinema Lumiere

Obawa o środowisko, o nasz świat, wewnętrzna potrzeba –...

Śladami Andrzeja Wajdy – animacje w trakcie Festiwalu Filmowego „Wajda na nowo”

Wajda blues to warsztaty adresowane do dzieci, dorosłych, całych...