Teatr Form Czarno – Białych „Plama” odebrał niedawno zbiorową Nagrodę Prezydenta Suwałk za osiągnięcia w dziedzinie kultury i ochrony dziedzictwa kulturowego w 2015 roku.
Z Mirosławą Krymską rozmawiała Agata Włodarczyk – Bucharowska.
Zacznijmy przewrotnie. Po co w ogóle jest teatr?
Mirosława Krymska: Teatr jest po to, by wszystko było inaczej.
A po co teatr dzieciom i młodzieży?
Teatr to magia. Tutaj nieśmiali stają się odważni, samoluby zmieniają w empatycznych altruistów, wyalienowani – tworzą w grupie. Krótko mówiąc, dzięki magii teatru żyje się lżej i ciekawiej. Człowiek jest istotą społeczną – nie lubi być sam, by się rozwijać, potrzebuje grupy. A jeśli jeszcze ta grupa jest twórcza, inspirująca, albo zwyczajnie wspierająca, to sukces murowany!
„Plama” ma już 20 lat, jakie były jej początki?
To był jeden wielki eksperyment – twórcze spotkanie kilku młodych, zbuntowanych nastolatków, którzy chcieli od siebie i od szarej rzeczywistości – jak się im wówczas wydawało – czegoś więcej. Chcieli własnym głosem mówić o sobie, o otaczającym ich świecie. Ja byłam od nich tylko o kilka lat starsza, więc ten ich bunt i chęć eksperymentu na niwie teatru lub raczej parateatru też były mi bliskie. Pierwszą pokazaną publicznie próbą artystyczną był performance „5 x K”. Potem „Klatka”, akcja teatralna z perkusją na dachu Młodzieżowego Domu Kultury, która skończyła się przyjazdem policji wezwanej przez mieszkańców okolicznych bloków. Później w kręgu naszych zainteresowań znalazła się literatura, grupa ewoluowała i rozrastała się. Tak powstało zarzewie dzisiejszej „Plamy”. Wtedy też pojawiła się nazwa: Teatr Form Czarno – Białych „Plama”. Kolejne, inspirowane literaturą spektakle to „Ptam” , „Ceremonie” i „W kole”. Tak się zaczęło.
Co się zmieniło przez te 20 lat?
Zmieniła się rzeczywistość, zmieniły priorytety młodych ludzi, no i… czas się skurczył. Młodzież jest okropnie zabiegana, zajęta, czas jest cenny, kradziony, wyrywany. Najważniejsze są oceny, testy, korepetycje, olimpiady przedmiotowe, egzaminy, planowanie kariery, słowem – zarządzanie swoim życiem już od najmłodszych lat. Dziś mniej jest zabawy, luzu, dystansu. Jest za to ogromna presja. Obserwuję, jak zdolni i zainteresowani światem młodzi ludzie miotają się, bo chcieliby robić więcej, rozwijać swoje pasje, ale nie mogą sobie pozwolić na „marnotrawienie” czasu przeznaczonego na naukę.
Jak to wpływa na formułę pracy w „Plamie”?
Kiedy opowiadam obecnym członkom „Plamy”, że kiedyś całym zespołem zamykaliśmy się w sali teatralnej w domu kultury na noc i potrafiliśmy przez tę noc wykreować pół spektaklu, zupełnie nie wiedzą, o czym mówię. Dziś nie jest to takie proste. Od pół roku próbujemy znaleźć czas na takie nocne, twórcze warsztaty i wciąż nam się nie udaje – zawsze coś, ktoś ma, albo brak nam przestrzeni, możliwości takiej pracy w SOK-u.
A jednak wciąż pojawiają się młodzi ludzie chętni do pracy. To ta magia teatru?
Mam taką banalną teorię, że po prostu trzeba lubić, żeby nie powiedzieć – kochać ludzi. Ot, i cała magia, a reszta dzieje się sama. Teatr – to taki parasol, pod którym może skryć się naraz kilka osób. Ale to wymaga otwartości. Nie wszyscy chcą lub lubią być w takiej bliskości, więc na pewno teatr nie jest dla wszystkich.
A dla kogo?
Żeby trafić do „Plamy” potrzeba trochę odwagi, by wyjść ze swojej skorupy, odkrywać, pozrzucać jedne maski, ale być może pozakładać inne po to, by tak naprawdę być sobą. Teatr Form Czarno-Białych daje na to przestrzeń i czas. Nigdy nie robiłam żadnych castingów, cieszę się z każdej osoby, która podejmuje takie wyzwanie, bo w efekcie okazuje się, że osoby tworzące „Plamę”, to niesamowici, twórczy młodzi ludzie. Ja stawiam na relacje w grupie, reszta dzieje się sama…
20 lat teatralnej pracy. Ile osób w tym czasie uczestniczyło w zajęciach, warsztatach i projektach?
Około 300. Najlepiej widać to na corocznym spotkaniu wigilijnym. Choć nie wszyscy mogą przyjechać i tak trudno nam się pomieścić w jednej sali.
Co Tobie, reżyserce i pedagożce daje ta praca?
Napęd do życia, nieustającą ciekawość świata i ludzi. Mnie się wciąż jeszcze chce – nie dla kariery, a tym bardziej pieniędzy. Z wieloma dorosłymi już członkami teatru łączy mnie przyjaźń. Teraz, po wielu latach, wciąż do mnie wracają i przysyłają na zajęcia swoje dzieci. Opowiadają, że „Plama” to był taki fajny, dobry czas w ich życiu. I to największy profit z tej pracy.
„Plama” otrzymała zbiorową Nagrodę Prezydenta Suwałk za osiągnięcia w dziedzinie kultury i ochrony dziedzictwa kulturowego za 2015 r., ale to nie jedyny sukces teatru. Podobno „Plama” to kuźnia talentów?
Obecnie 5 osób wywodzących się z „Plamy” studiuje w PWST w Krakowie, gdzie co roku na egzaminach zjawia się od 1400 do 1700 osób, a przyjmowanych jest zaledwie 12. W tym roku, sam Jan Peszek – członek komisji egzaminacyjnej powiedział, że Suwałki stały się zagłębiem potencjalnych aktorów.
Czym „zaskoczy” nas „Plama” w najbliższym czasie?
Aktualnie gramy „Noc cudów, czyli babcię i wnuczka” i pracujemy nad nowym spektaklem w oparciu o współczesną sztukę Maliny Prześlugi „Pustostan” – zapowiada się ciekawie. Premiera planowana na czerwiec. Pracujemy nad „Pustostanem”, ale u nas pusto nie jest. Pełno pomysłów i twórczego zapału do zmian, ale tylko na lepsze.
Macie już pomysł, na co przeznaczycie nagrodę?
Za nagrodę, czyli 2500 złotych pojedziemy na jakiś fajny festiwal – nie po to, by się o coś ścigać – młodym wystarczy już codzienny wyścig – ale po to, by udało nam się w końcu zrealizować pomysł ze wspólnie spędzoną twórczą noc warsztatową.
Jeden ze spektakli zrealizowanych przez „Plamę – „Wiwisekcja”: