Kolejny akord XVI edycji SBF – po odsłonięciu tablicy na ulicy Chłodnej i bluesowaniu na placu Marii Konopnickiej – rozegrał się już po raz drugi w hali Suwałki Arena. W ubiegłym roku podczas koncertu zamykającego imprezę wystąpiły panie – m.in. wymieniona na dziś odsłoniętej tablicy Shemekia Copeland. Tym razem w ramach koncertu otwarcia swe talenty prezentowali panowie, zmienione zostało też ustawienie sceny. To, co się nie zmieniło, to gorący odbiór i muzyka najwyższej próby, można by powiedzieć parafrazując tytuł hitu gwiazdy wieczoru – były to prawdziwie złote dźwięki.
Taki koncert otwarcia to wspaniały prognostyk na kolejne dni. Z pewnością pozostawił niedosyt – bo jednak czwartkowa impreza rządzi się swoimi prawami, a wiele osób czeka jutro dzień pracy, ale sam występ niewątpliwie dostarczył mnóstwa pozytywnych emocji. Energia płynąca ze sceny poruszyła wszystkich.
I zespół występujący jako support i gwiazda wieczoru – Mrozu – nawiązali świetny kontakt z publicznością, czego dowodem była żywe reakcje, wspólne śpiewanie, tańczenie.
Muzyczny wieczór rozpoczęli goście z Wielkiej Brytanii – grupa The Brew. Prowadzący koncert Jan Chojnacki zapowiedział ich jako najmilszy zespół, bo składający się z „taty, syna i kolegi syna”. Te bliskie relacje były istotnie widoczne w znakomitym porozumieniu muzyków. Co jeszcze zaprezentowali artyści z The Brew? Świetną sekcję rytmiczną (stworzoną przez ojca i syna), mięsisty bas, znakomite solo na perkusji (młodszego Smitha, Kurtisa), nietuzinkową grę na gitarze, bo przy pomocy smyczka (w ten sposób grał m.in. Jimmy Page z Led Zeppelin) – to z pewnością zapadło w pamięć słuchaczom. Wiele entuzjazmu wzbudziły słowa kierowane przez wokalistę do publiczności, który wprawdzie stwierdził, że jego polski jest słaby, jednak radził sobie naprawdę dobrze z wymawianiem rozmaitych i dość licznych wypowiedzi. Podziw budziła też energia (wręcz wysportowanie) prezentowane przez muzyków na scenie – w tym także najstarszego, Tima Smitha.
Po przerwie potrzebnej na adaptację sceny rozpoczął się występ gwiazdy koncertu otwarcia – Mrozu. Ośmioosobowy podmiot wykonawczy prezentował się oryginalnie, bo wszyscy członkowie mieli podobne, stylowe stroje, przypominające te noszone przez amerykańskie grupy w połowie ubiegłego wieku. Ale rzecz jasna najważniejsza była energia płynąca ze sceny, muzyka, wokal.
Mrozu to niezwykle utalentowany artysta, a zapowiadający go Jan Chojnacki przywołał informację o szczególnym jego dokonaniu – zdobyciu pięciu Fryderyków w jednym roku:
Istotnie – tak jak zapowiedział Jan Chojnacki – w muzyce Mrozu skojarzone zostały brzmienia bliskie sercom bluesfanów. Funk, soul i rock w wykonaniu gwiazdy wieczoru miały ten bluesowy sznyt – muzyka połączyła młodszych i starszych odbiorców, mało kto siedział, a wszyscy z pewnością bawili się wyśmienicie.
Zabrzmiały wielkie hity Mrozu – „Złoto”, „Szerokie wody”, „Aura”, „Nogi na stół”, „Palę w oknie”, „Bo jak nie my, to kto?” (ten ostatni utwór także na bis, w bardziej rockowej wersji). Nawet najwięksi oponenci zaproszenia Mrozu na Suwałki Blues Festival musieli chyba przyznać, że taki feeling mało który wykonawca prezentuje na polskiej scenie w obecnej chwili.
Wieczorem można było jeszcze zajrzeć do klubów na koncerty towarzyszące, a w piątek od rana warto tam ponownie się udać – tym razem na bluesowe śniadania. Zapraszają Rozmarino, Piwiarnia przy ulicy Chłodnej, Browar Północny, Black Pub Komin, Kura na Chłodnej oraz Hotel Velvet.
Fotografie w postaci pokazu slajdów: Wojciech Otłowski