Po niefortunnym sobotnim wyjazdowym starciu z Cuprum Stilon Gorzów, wtorkowy mecz z Treflem Gdańsk jawił się jako okazja do zdobycia punktów. Rywale w tym sezonie jeszcze nie osiągnęli takiego poziomu zgrania, by wygrać spotkanie. W każdym z trzech meczów przegrywali w tie-breaku, więc na swoim koncie mieli trzy punkty i plasowali się na trzynastej pozycji w tabeli PlusLigi.
W obu rywalizujących drużynach brakowało ważnego zawodnika – Paweł Halaba leczy kontuzję, w Treflu w kadrze meczowej nie pojawił się Lukas Kampa (grał tylko w pierwszym meczu w tym sezonie).
W pierwszym secie biało-niebiescy rozkręcali się. Stało się niemal tradycją, że nawet w przypadku wygranego spotkania Ślepska, pierwsza odsłona pada łupem rywali. Tym razem też tak było, a choć różnica punktowa w końcówce została zniwelowana, to dogonić Trefla nie mogli. Z takiego obrotu rzeczy cieszyli się przyjezdni, w tym jednoosobowa delegacja kibiców gdańskich lwów.
Drugą odsłonę podopieczni Dominika Kwapisiewicza rozpoczęli bardzo mocno – udało się zyskać kilkupunktową przewagę, a choć potem gdańszczanie nieco zbliżyli się, to gospodarze przez cały czas byli z przodu i w rezultacie na tablicy wyników pojawił się remis 1:1.
Niestety, dwa kolejne sety ponownie padły łupem Trefla Gdańsk. Biało-niebiescy popełniali błędy (w całym meczu dwanaście błędów w ataku, dwa razy tyle przy serwowaniu), co w zestawieniu z siedemnastoma błędami gości nie mogło nie zaowocować problemami.
Do tie-breaku nie doszło, pierwszą wygraną i trzy punkty na swoim koncie zapisał Trefl, zatem okazją na przełamanie tej gorszej passy Ślepska będą kolejne, wyjazdowe mecze – szóstego października ze SKRĄ Bełchatów, a 13 – z Bogdanką LUK Lublin. Wszyscy zdają sobie sprawę, że łatwo nie będzie…
MVP: Piotr Orczyk
Ślepsk Malow Suwałki – Trefl Gdańsk 1:3 (-23, 23, -25, -21_
Fotografie w postaci pokazu slajdów: Wojciech Otłowski