Reklama

Chciałabym zobaczyć wszystkie „światy”. Wywiad z Anetą Stabińską, fotografką z Sejn

Data:

- Reklama -

Aneta Stabińska swoją wieloletnią pasję zmieniła w zawód, ostatnio najczęściej publikowała portrety, ale wyznała, że przez lata zgromadziła też sporą liczbę zdjęć z regionu i z podróży, które w dużej części zalegają w „szufladzie”. Spełnia się, fotografując ludzi, krajobraz, naturę, architekturę, kultura ludowa też jest jej bliska. W wywiadzie opowiada o swoich inspiracjach, ale też niepewności i momentach braku wiary we własne siły.

Z Anetą Stabińską rozmawiała Iwona Danilewicz.

Iwona Danilewicz: Dlaczego fotografujesz? Jaka myśl przewodnia towarzyszy Twojej pracy?

Aneta Stabińska: Chęć zatrzymania TEGO momentu. Dawno temu, kiedy zaczęłam robić zdjęcia, chodziłam uliczkami Sejn i zatrzymywałam chwile miasta – były to jakieś ujęcia z życia, reportażowe, ale też architektura, głównie drewniana – to mnie zawsze urzekało. Jestem sentymentalna i możliwe że wewnętrzna potrzeba dokumentowania wypływa właśnie z tej cechy. Często czujemy moc w kadrach porównawczych typu “dawniej – dzisiaj”. Ja je mam w głowie. Na przykład Sejny były zielone przed laty, a teraz w wielu miejscach są puste i betonowe. To mnie boli. Widzę, jak stary kościół ewangelicki się rozsypuje, podobnie synagoga. Czyli ta potrzeba wypływa z obserwacji przemijania, refleksji, że coś odchodzi. Drugi silny impuls który mnie pcha, to zachwyt nad pięknem świata. Kiedyś malowałam, rysowałam, potem na kilka lat pochłonął mnie teatr, chyba mam dużą potrzebę wyrażania się artystycznie. Fotografia jest też dla mnie dla mnie zabawą, eksperymentem i ogromnym wyzwaniem.

Jak duże jest Twoje archiwum? Tak skrzętnie „ukrywane” przez lata…

Nie chcę tego jakoś szumnie nazywać, bo moje działanie nie jest bardzo uporządkowane. Nie liczę zdjęć wykonanych w latach nastoletnich, bo to była zabawa, jakiś zalążek, ciekawość. Potem na studiach eksperymenty z fotografią analogową. Bardziej “świadomie” fotografuję od kilkunastu lat i raczej kierowana „tym” momentem niż zgromadzeniem pokaźnych zbiorów. Ale tak, mam wiele fotografii i wiele z nich leży w „szufladzie” nigdy przez nikogo nie widziana. Nawet nie wiem dokładnie, ile zdjęć wykonałam do tej pory, z pewnością tysiące.

Które miejsca lubisz najbardziej i do których wracasz z aparatem najczęściej?

Naturalnie, z uwagi na dostępność, fotografuję to, co mnie w danej chwili otacza. Od kilku lat znowu żyję tutaj, więc na pewno Sejny i Sejneńszczyzna – to moje miejsce, które obserwuję od urodzenia, „notuję”, jak się zmienia. Cały region, Suwalszczyznę też kocham, byłam mu wierna pomimo emigracji, zawsze przyjeżdżałam tu z wielką tęsknotą, dlatego że Sejneńszczyzna i Suwalszczyzna są moje, jestem ich częścią, tu wyrosłam. Nasz krajobraz jest bardzo specyficzny, zupełnie inny niż Mazury i Podlasie. Oczywiście każde ma to coś, ale ja uwielbiam naszą pagórkowatość – to mnie rozczula. Uwielbiam dziewiczość krajobrazu i dawną architekturę drewnianą, która rozsypuje się i odchodzi w niepamięć. Ale nie tylko sielankowe obrazki, urok ma tu też pewna surowość, bałagan lub uderzająca szczerość biednych gospodarstw… Myślę, że często ta fascynacja miejscem i kulturą ludową wpływa na charakter moich portretów, bo to istnieje we mnie, jest organiczne.

2021, Wigry – fot. Aneta Stabińska
2012, Sejny- fot. Aneta Stabińska

Na co dzień spotykam ludzi, którzy chętnie dzielą się z innymi swoimi pasjami, pokazują, to co robią. Dlaczego nigdy wcześniej – przed 2021 r. nie zdecydowałaś się na organizację swojej autorskiej wystawy?

Musiałam nabrać doświadczenia, zebrać materiał. Ale też coś w sobie przełamać, ośmielić. No i w pewnym momencie zechciałam powiedzieć: “oto jestem, ja też fotografuję” (śmiech).

Wstydziłaś się powiedzieć to wcześniej?

Z jednej strony dojrzewałam do tego momentu, a z drugiej – może nie do końca czułam się zauważona. Może zabrakło jakiegoś impulsu, który przyszedł później. To podobny proces jak przekuwanie pasji w zawód – moc pytań: czy już jestem gotowa, czy jestem wystarczająco dobra? Na szczęście czasem spotykam ludzi, którzy mnie leciutko pchają do większej odwagi. Ale też pewne osobiste, graniczne doświadczenia w życiu odgoniły ode mnie nadmierne „rozkminianie” i skupiłam się na tym czego JA pragnę.

A kiedy Ty zauważyłaś, że fotografuję?

Wielokrotnie spotykałyśmy się podczas różnych wydarzeń i zawsze Cię widziałam z aparatem. Zastanawiałam się – i to nie raz – co dzieje się później z Twoimi zdjęciami. Okazuje się, że to pytanie nie było nieuzasadnione, skoro przyznałaś, że zdjęcia lądowały w archiwum. Dopiero, kiedy usłyszałam o Twojej pierwszej wystawie, zdałam sobie sprawę, że fotografujesz od dawna, a ja nigdy nie miałam okazji Twoich zdjęć zobaczyć.

No widzisz, ale niezależnie od tego co siedzi w szufladzie, ja też sporo publikowałam. Może właśnie ludzie potrzebują takiej deklaracji, żeby dostrzec że nie jest to przypadek, ale konsekwentne działanie. Przypomniała mi się rozmowa z kolegą – fotografem, po pokazie slajdów moich fotografii w Cafe Szwenda w 2020 roku. Był zaskoczony faktem, że robię zdjęcia, mimo że zajmowałam się fotografią od wielu lat i publikowałam efekty swojej pracy na swoim profilu. Może właśnie czasem trzeba powiedzieć to: „jestem” albo „fotografię traktuję poważnie”.

A na wystawy musiał przyjść swój czas. Wcześniej miałam poczucie, że moje zdjęcia nie do końca są “ukształtowane”. Dojrzewanie twórcze to jest jednak długotrwały proces, to się ciągle dzieje.

2021, Festiwal Literacki Patrząc Na Wschód, Buda Ruska – fot. Aneta Stabińska
2020, Festiwal Literacki Patrząc Na Wschód, Buda Ruska – fot. Aneta Stabińska. Autorka od 2 lat jest częścią dwuosobowego zespołu fotografów podczas Festiwalu literackiego Patrząc na Wschód oraz Festiwalu podróżniczego Powsinóg w Budzie Ruskiej. Ma na koncie publikacje swoich zdjęć w portalach Onet, Noizz oraz na łamach pism Kraina Bugu i Weranda.

Czy na “ukształtowanie” i budowanie pewności siebie miały wpływ Twoje wyjazdy zagraniczne, praca w innych krajach?

W niektórych przypadkach tak. W Norwegii na początku pracowałam jako specjalistka od promocji restauracji – w pakiecie zajmowałam się fotografią i grafiką. Przyznam, że w pewnym sensie tam było mi łatwiej. Nikt mnie nie znał. Wkroczyłam do nowej rzeczywistości na moich warunkach, bez uprzedzeń otoczenia. Wspominam to jako doświadczenie uwalniające, ośmielające. Dużo się nauczyłam – korzystałam z lepszego sprzętu niż wówczas mój, mogłam się podszkolić.

Trochę też podróżowałaś.

Tak, a fotografia z podróży powstała w sumie jako efekt uboczny…

Rozbawiłaś mnie.

No, można tak powiedzieć, bo zawsze najpierw był kierunek, a że nie mogę już wyjechać bez aparatu, to powstają z tego zdjęcia. Potrzeba zatrzymania chwili jest we mnie naprawdę silna. Mam świadomość, że do niektórych miejsc już nigdy nie wrócę, nigdy więcej nie zobaczę np. światła, które zaświeciło w taki sposób, że cała scena wygląda zniewalająco.

Gdy mieszkałam w Norwegii, miałam większą możliwość podróżowania. Po powrocie, pracując w pewnej firmie IT, też miałam okazję odwiedzić kilka miejsc. W sumie, w ciągu kilku ostatnich lat wyjechałam do Tel Awiwu, Wiednia, Londynu, Berlina, kilku miejsc w Hiszpanii, oraz na Maltę. W ubiegłym roku udało mi się wyjechać po raz trzeci w życiu do Kalifornii, gdzie mieszka moja siostra.

2022, Monterey, Kalifornia – fot. Aneta Stabińska

Które miejsce wywarło na Tobie największe wrażenie? A może mimo wszystko wolisz pagórki Suwalszczyzny?

Podzielę się refleksją z mojej zimowej podróży do Kalifornii. Przez wiele pierwszych dni nie mogłam wyjść ze stanu jakiegoś osłupienia, ciągłego zadziwienia tym, co widzę. Rozmyślałam, czy na co dzień uświadamiamy sobie, ile jest na Ziemi „światów równoległych”, w których życie jest kompletnie inne, gdzie ludzie funkcjonują w swoich małych społecznościach? I ogromnej większości z nich nigdy nie poznamy, nawet nie zdamy sobie z nich sprawy. Trochę mnie to fascynuje, a trochę smuci, że nie będę w stanie zobaczyć wszystkiego, że jesteśmy świadomi tylko małego skrawka rzeczywistości.

A wracając do pytania, nie jest to łatwy wybór – Norwegia jest przepiękna i bardzo różnorodna, za każdym zakrętem zaskakuje czymś nowym. Kiedy pierwszy raz przepływałam przez fiord, to oniemiałam. Monumentalne skały w wielu odcieniach czerni, żywa zieleń, pod którą czuć energię krystalicznych strumyków, dywany mchu, tak zachęcające, że tylko się w nich położyć lub zanurzyć bose stopy…

Wiele lat temu byłam sceptycznie nastawiona wobec kultury amerykańskiej, ale coraz bardziej mnie fascynuje, także w wymiarze antropologicznym, zapewne też dlatego, że badając swoje korzenie, dowiaduję się, że zaistniała w życiorysach moich przodków. Jej różnorodność krajobrazowa, architektoniczna i kulturowa, jawi mi się teraz jako ciekawa egzotyka, marzą mi się reportaże o ludziach stamtąd.

2007, Londyn – fot. Aneta Stabińska
2019, Tel Awiw – fot. Aneta Stabińska

Jakie jeszcze miejsca chciałabyś odwiedzić z aparatem?

Nie zliczę ich, bardzo chciałabym zobaczyć księżycowy krajobraz Islandii, Szkocję, Irlandię, Lanzarote, Lofoty… – one wszystkie z pewnością urzekają kolorami i linią krajobrazu. O rany, chciałabym pojechać niemal wszędzie, ale jest to niemożliwe.

Staram się więc korzystać z tego, co mam w tej chwili. Nawet codzienny spacer tą samą ścieżką uświadamia mi, jak wiele nam umyka, za każdym razem co innego zwraca moją uwagę albo przyłapuję się, że czegoś wcześniej nie widziałam. Szereg niuansów – światło, chmury, wilgotność, aura – kreują kompletnie inny obraz, eksponują inne fragmenty niemal z minuty na minutę. To jest fascynujące, bo to samo miejsce właściwie nigdy się nie wyczerpie jako temat do zdjęć.

Z drugiej strony w zimowych polskich szarościach i bezkolorach nie jest łatwo, ale często robię sobie wyzwania i ćwiczenia z patrzenia, żeby na przekór warunkom albo w zgodzie z tym, co jest tu i teraz jednak znaleźć jakiś ciekawy kadr.

Powiedziałaś, że zdałaś sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy w stanie zobaczyć wszystkiego. W tym momencie pomyślałam, że dzięki Twoim zdjęciom, które przechowujesz, mogłabyś zmienić postrzeganie świata u innych osób, które do tych miejsc przez Ciebie odwiedzonych nigdy nie dotrą – z różnych powodów. Do czego zmierzam? Nie myślałaś o kolejnej wystawie albo choćby o pokazie slajdów z opowieścią?

Masz rację. Oczywiście myślałam, choć jak zwykle z tyłu głowy słyszę głos powątpiewania, czy jest z czego robić wystawę… Ale jest. Chcę tylko ubrać je w odpowiedni kontekst i koncepcję, do których będę przekonana. Nasza kultura jest przesycona obrazkami. Ludzie produkują tak dużo zdjęć i czasami dopada mnie znużenie miałkością i powtarzalnością pewnych motywów. Nie chciałabym… hmm…

znaleźć się w tej grupie producentów?

(śmiech) Chciałabym, żeby mój nowy projekt był doświadczeniem, które zatrzyma na chwilę i zastanowi. Jeszcze klaruje mi się koncepcja. Poza tym, po pierwsze nie czuję aż tak silnej determinacji, a po drugie nie umiem w tej materii działać szybko, być może potrzebny mi jakiś impuls, zachęta… Albo deadline! (śmiech)

2022, Portret Moniki Chrościelewskiej – fot. Aneta Stabińska

Masz za sobą kilka wystaw w różnych miastach regionu. Co chciałaś przekazać za pośrednictwem swoich fotografii?

Pierwszą publiczną prezentacją moich prac, poza internetem, był pokaz slajdów we wspomnianej Cafe Szwenda w 2020 r. w Sejnach. Był to przekrój moich prac w trzech głównych tematach, które mnie zajmują – ludzie, natura, podróże. Do tego zachęcili mnie przyjaciele – właściciele knajpki, u których też na ścianach powiesiłam kilka „egzotycznych” obrazków.

W 2021 r. w Ośrodku Kultury w Sejnach udało się zorganizować pierwszą moją wystawę. Był to wybór portretów z mojego fanpage’a “People I Have Met”. Bardzo lubię portretowanie, poszukiwanie w spojrzeniu emocji, przedstawianie ludzi trochę w innym świetle, niż znani są na co dzień, ujęcia artystyczne, stylizacje… Uznałam, że na początek ciekawie będzie pokazać osoby stąd lub związane w jakiś sposób z Suwalszczyzną.

W Suwałkach, w Galerii Jednego Obrazu, pokazałam osiem prac z Norwegii. Znam tę galerię z czasów mojej pracy zawodowej w MDK w Suwałkach, więc to było jak zatoczenie jakiegoś koła, powrót z innymi doświadczeniami, tym bardziej, że krajobraz norweski jest tak specyficzny i tak przepiękny… To kompletnie inny wymiar, który może być dla suwalczan ciekawostką.

Z kolei w Augustowie zrobiłam wystawę “Granice Czucia”, która wypłynęła z moich osobistych doświadczeń i była dla mnie terapią, sposobem na wyrażenie frustracji, poczucia bezsilności, niesprawiedliwości, zawodu… Tu, jak nigdy wcześniej, nie czułam tak wielkiej potrzeby wyrażenia się. Dużo mnie kosztowała w sensie emocjonalnym, ale też była pewnego rodzaju katharsis. Pewien dystans od Sejn i Suwałk był zamierzony, ale też zaufanie i serdeczność ze strony zespołu APK zadziałały zapraszająco.

Fotografii nie traktujesz wyłącznie hobbystycznie. To Twój chleb powszedni. Co jest w tej działce najtrudniejsze?

Moment dziejowy bardzo nie sprzyja temu biznesowi. Poza tym nie do końca odnajduję się w reklamowaniu swoich usług. Promowanie kogoś jest łatwiejsze. Nie jestem urodzona do sprzedaży, nie lubię nikogo namawiać.

Nie jest to łatwa branża, a ja chcę robić to, co lubię – nie chcę ulegać masowym trendom. Trochę jestem buntowniczką. Potrzebuję przekonania, że chcę wykonać dane zlecenie, że będę pracowała z przyjemnością i że ten projekt wpłynie na mój rozwój. Nie chcę wątpić w siebie i zastanawiać się, czy podołam zadaniu, bo np. dany rodzaj fotografii mi nie leży.

To też rodzaj lawirowania między byciem artystką a rzemieślniczką. W fotografii wnętrz i architektury, czy w reportażu, mogę być rzemieślniczką, a już w portretach, jest mi trudniej, nie lubię powielać motywów.

Czasem słyszę w Twoich wypowiedziach trochę niepewności, co mnie dziwi. Przepraszam, ale muszę o to zapytać wprost. Czy Twoim zdaniem mężczyźni z branży foto mają łatwiej?

Często mam wrażenie, że mężczyźni z miejsca przyjmowani są jako osoby bardziej kompetentne. Kulturowo mamy wciąż trudniej, ja sama musiałam pokonać trochę gór i rwących strumyków, żeby dojść do miejsca, w którym teraz jestem. Z drugiej strony, co osoba, to podejście – bywało, że na wstępie spotkałam się np. z pobłażliwością, ale też i z pełnym zaufaniem. Jeden ze znajomych powiedział mi, że bardzo docenia fotografię kobiet i że rozpoznaje jej specyficzny charakter. Ja też obserwuję dokonania wielu wspaniałych fotografek – i zarówno za technikę, jak i artyzm, je podziwiam.

Czego mogę Ci życzyć?

Więcej odwagi. Zaufania do siebie. I siły.

Dziękuję za rozmowę i tego właśnie życzę.


Więcej informacji na stronach:

https://www.facebook.com/PeopleihavemetByAnetaStabinska

https://www.facebook.com/AnetaStabinska.Photo

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Udostępnij:

Reklama

Najczęściej czytane

Przeczytaj więcej
Powiązane

Trwa zrzutka na 10. edycję Festiwalu Literackiego Patrząc na Wschód w Budzie Ruskiej

Przez ostatnie lata wiejski festiwal literacki Patrząc na Wschód...

Relaks, przyroda, książki i rozmowy: Festiwal „Patrząc na Wschód” w Budzie Ruskiej jeszcze przez dwa dni

Latem na Suwalszczyźnie mają miejsce wydarzenia, które na stałe...

„Patrząc na Wschód” – suwalski początek festiwalu. Środowe spotkania w Bibliotece Publicznej

Festiwal Literacki Patrząc na Wschód od lat skupia w...

Kolejny tydzień koncertów: Shamrock, Trzaska, Molesta, Bokka, Możdżer, Miss God

Przed nami emocjonujące wydarzenia kulturalne - niezależnie od tego,...