Reklama

Efekt obserwatora. Wywiad z Marcinem Pawlukiewiczem, fotografem-dokumentalistą, filmowcem

Data:

- Reklama -

Marcin Pawlukiewicz jest jedną z tych osób, które wyjechały ze swojego rodzinnego miasta, ale wciąż do niego wracają. Nie od święta, ale po to, by cały czas dokumentować codzienność Sejn i realizować nowe projekty i fotoreportaże. Suwalczanie, szczególnie ci związani ze środowiskiem kultury i sztuki, Marcina Pawlukiewicza doskonale znają, ponieważ część swojej działalności poświęcił również miastu nad Czarną Hańczą i ludziom stąd.

Z Marcinem Pawlukiewiczem rozmawiała Iwona Danilewicz.

Iwona Danilewicz: Co jakiś czas spotykam Cię w różnych miejscach – częściej w Sejnach niż w Suwałkach, ale zawsze z aparatem w ręce lub – jak w Suwałkach, przy kamerze. Wyjechałeś wiele lat temu, jednak wciąż tu wracasz i realizujesz nowe projekty. Co za tym stoi?

Marcin Pawlukiewicz: Wiadomo, że wraca się do rodziny, ale głównym powodem jest chyba to, że ja z tych Sejn nigdy nie wyjechałem mentalnie i na zawsze w nich zostanę. Robię różne rzeczy w Białymstoku i wielu innych miejscach, ale cały czas – od lat – prowadzę projekt pod roboczą nazwą „Sejny”, działając na różnych płaszczyznach.

Jakich?

Nazwałbym to animacją kultury połączoną z twórczością wizualną. Udało mi się zrealizować lub współrealizować wiele projektów kulturalnych. Pracowałem w Ośrodku „Pogranicze – sztuk – kultur – narodów”, w którym wiele się nauczyłem, sporo przeżyłem i wyniosłem stamtąd zaangażowanie w lokalne sprawy. Zrozumiałem, na czym polega lokalność. Po wyjeździe ugruntowałem swoją wiedzę i teraz to procentuje.

Na czym polega według Ciebie „lokalność”? Jak Ty ją rozumiesz i realizujesz?

Na tym, co nas otacza w danej społeczności. Rzeczy i zjawiska wszędzie się powtarzają, wszędzie się zdarzy taka, czy inna sytuacja. Architektura wraz z rewitalizacją np. rynków z funduszy europejskich też jest wszędzie bardzo podobna. W Sejnach ma to przebiegać trochę inaczej i liczę, że tak się stanie. Mimo podobieństw, rzeczy mają swoje charakterystyki i narzuty. Narzutem jest nasze postrzeganie rzeczywistości i stosunek emocjonalny wobec danego miejsca. W moim przypadku są to Sejny i okolice.

Marcin Pawlukiewicz, fotografia, film, dokumentacja, Sejny, Białystok
Marcin Pawlukiewicz

Sejny na Twoich fotografiach to nie są Sejny wykonane z funduszy europejskich.

To, co robię to też w pewnym sensie kreacja, czyli pokazanie czegoś na mój własny sposób. Widzę Sejny „zwyczajne”. Interesuje mnie życie codzienne. Czasem i na moich zdjęciach pojawiają się „ustawki”, tak jak w przypadku projektu „Portret pandemiczny”. Wtedy fotografowałem ludzi w ich „naturalnym środowisku”, ale jednak pozujących przed aparatem. Był to projekt w trzech odsłonach i mam nadzieję, że się ciekawie przekształci się w kolejny cykl fotograficzny, dotyczący mieszkańców Sejneńszczyzny. W archiwum YouTube można znaleźć fotokast „Zaraza w małym mieście” (https://www.youtube.com/watch?v=Fwmn4WlmA9A) podsuwający te doświadczenia. Także działanie fotograficzne „Sejny jego mać”. Na moich fotografiach Sejny są zwykłe, przeciętne można nawet powiedzieć, ale ta przeciętność Sejn to może być np. kulig w okresie pandemii, który to odbywał się na boisku szkolnym. Dyrektor szkoły nie mógł zgromadzić większej grupy uczniów w jednym miejscu ze względu na obostrzenia, więc zorganizował turnus kuligowy. Były sanie, konie, kiełbaski. Klasy wychodziły turami. To była fantastyczna rzecz, która się w tamtym czasie wydarzyła.

Zwyczajnością stały się w którymś momencie protesty, odbywające się w całym kraju, a związane ze zmianą prawa aborcyjnego. W Sejnach również miały miejsce. Wybrałem się na nie specjalnie w którymś momencie, ale na pewno nie uczestniczyłem w pierwszym. Niby nic niezwykłego – wszędzie odbywały się demonstracje. Ktoś podczas tych protestów zapytał mnie, po co to w ogóle fotografować. Odpowiedziałem wtedy pytaniem: czy coś takiego wydarzyło się wcześniej? Usłyszałem, że nie. Właśnie dlatego uważam, że warto było to sfotografować.

Do takich scen z życia podchodzisz jako kronikarz, archiwista, traktujesz je projektowo, fotograficznie-hobbystycznie?

Z zewnątrz nazywa się to kronikarstwem, ale ja bym to nazwał dokumentacją bieżącą, która – w moim przypadku – powstaje już od kilkunastu lat. Gdy mieszkałem w Sejnach, także ją wykonywałem. Ta robota, którą robię, jest często porównywana do pracy Jana Lupo, lokalnego fotografa i aktywisty, animatora, pasjonata. Jan Lupo zmarł w 2012 roku, czyli 10 lat temu. Często moją działalność ludzie porównują do tego, co on robił. On też chodził po Sejnach, fotografował miejsca ludzi i rzeczy, zdarzenia. Po jego śmierci rodzina dziennikarza część archiwum przekazała mi. Archiwum Miejsko-Gminne to projekt znajdujący się obecnie w lekkim zawieszeniu, czas zabrały mi sprawy bieżące.

Wróćmy do tego, czym Ty się zajmujesz jako fotograf – kronikarz – dokumentalista. Ostatni Twój projekt fotograficzny związany z Sejnami to fotografie działkowców, prawda?

Tak, zgadza się.

Rozumiem działkowców, też mam działkę. Ale dlaczego wybrałeś akurat tę grupę?

To też jest część Sejn – Sejn zmieniających się. Jan Lupo tę zmianę rejestrował, ja też rejestruję zmiany. Od dawna chciałem zrobić reportaż o działkach. Któregoś dnia, gdy remontowano drogę Suwałki – Sejny, stare ogrodzenia z metaloplastyką ustąpiły miejsca siatce z marketu budowlanego. Pamiętam bramę z metaloplastyki, z napisem: Ogrody działkowe. Nie wiem, co się z nią stało. Muszę to sprawdzić. Nigdy nie miałem czasu się zatrzymać, by zrobić jej zdjęcia. Okazja przepadła.

Swój projekt zatytułowałem: „O działkach i działkowcach”, bo jedno z drugim jest związane. Człowiek kształtuje działkę, a działka kształtuje człowieka. Ten projekt powstawał równolegle z projektem „Daleko od_do domu”. Ten drugi projekt dotyczył ludzi, którzy wyjechali z Sejn i tam nie mieszkają, ale są tu duchem, albo też i lub nie. Na razie na ten projekt składa się około 25 portretów. Wystawa była prezentowana w Sejnach, ale w międzyczasie – bo ja to wszystko robię w międzyczasie – zająłem się działkami. Jeździłem na nie zimą, wiosną, latem, jesienią. Fotografowałem, rozmawiałem z ludźmi, którzy te działki prowadzą i z tymi, którzy są szefami ogrodów działkowych. Poświęciłem na to jakieś 2 lata.

Wystawa jest dostępna w Białymstoku. Do kiedy?

Można ją obejrzeć w Białostockim Ośrodku Kultury – będzie tam prezentowana do końca października.

Jak przekonałeś działkowców do wzięcia udziału w projekcie?

Zawsze zaczynam od przedstawienia się i tłumaczę, czym się zajmuję, na czym polega mój projekt. Pytam, czy nie chcieliby wziąć w nim udziału. W tym przypadku od razu mówiłem, że to nie są portrety przodem, tylko tyłem.

Dlaczego wybrałeś taką formułę?

Po pierwsze, chciałem, żeby w tym projekcie każdy mógł odnaleźć siebie. Twarz definiuje człowieka. Jeśli ktoś pozuje tyłem, to łatwiej oglądającemu wpisać się tę osobę. Drugi powód był praktyczny – ludzie chętniej zgadzali się na wykonanie zdjęcia w taki sposób. Inna kwestia, to to, że zdjęcia ludzi w przestrzeni swojej działki wykonywałem szerokim planem, czyli fotografując ludzi, fotografowałem też działkę. Zauważyłem, że działka jest emanacją człowieka i to chciałem uchwycić na moich zdjęciach. Na działce możemy zobaczyć wnętrze człowieka, jego gusta – to, co lubi, jego umiejętności, cele, pasje, siłę, wiek. Tam można zobaczyć wszystko. Działka opowiada historię. Widać wkład pracy, inwencję, siły danego człowieka czy odejście, na przykład członka rodziny, który zajmował się pewną częścią ogrodu. Ta część dziczeje lub znika bezpowrotnie.

Co jeszcze podejrzałeś na działkach?

Zauważyłem, że podczas pandemii działka stała się odskocznią, ucieczką od rzeczywistości, która nas otaczała. Własna działka to też namiastka większej przestrzeni dla kogoś, ktoś ma ciasne mieszkanie w bloku. Często ludzie na działkach mieli piecyk, żeby dogrzać się zimą, mieli telewizor i wszystko inne, co było im potrzebne, by czuć się jak w drugim domu.

Mam też swoją teorię dotyczącą działek. Z posiadaniem działki wiąże się pewna „sprawczość”. Działkowcy mają wpływ na to, co ich otacza: jak ich działka wygląda, jak rosną na niej rośliny. Obserwują ich rozwój, mają kontakt z ziemią. Tak przecież było dawniej. To jest poczucie sprawczości w mikroskali, ale uczucie pozostaje jednak to samo.

Od jednego z działkowców usłyszałem, że działka to również odpowiedzialność. Skoro deklarujesz, że będziesz się działką opiekował, to musisz słowa dotrzymać – nie może być ona zaniedbana i brzydka, „musi wyglądać”. Zauważyłem też, że działki mobilizują ludzi do twórczości. Pewna pani znajduje z Internecie różne rzeczy i pomysły, a następnie pokazuje je mężowi, który to odtwarza. A są to różne rzeczy – ludzie mają na swoich działkach zwierzęta z butelek – np. słonie lub tygrysy; widziałem drewnianego łabędzia na bardzo małym stawie, na którym ledwie, ale jednak, zmieściła się też pełnowymiarowa łódka.

Oprócz dokumentacji, zajmujesz się też innymi działaniami. Niektóre z nich związane są z Suwałkami.

To prawda. Od wielu lat współpracuję z Anią Szafranowską. Zrealizowaliśmy wiele nagrań koncertów gospel i to wielokamerowych. Jedno z nagrań zostało wydane w Stanach Zjednoczonych. Teraz są to działania związane z solową działalnością muzyczną Ani. Pracuję nad teledyskami dla niej. Wcześniej zrealizowałem kilka klipów dla sejneńskich hip-hopowców. Dużo swojej pracy dokumentacyjnej poświęciłem również Suwałkom. Przez wiele lat dokumentowałem działania Suwalskiego Ucha Muzycznego i nie tylko. Do dzisiaj w sieci dostępne są relacje z imprez mojego autorstwa. Skupiam się na działaniach wspierających lokalnych artystów – w miarę moich skromnych możliwości.

Moją uwagę zwróciła Twoja współpraca z warszawskim stowarzyszeniem, które jeden ze swoich projektów poświęciło dawnej architekturze Sejneńszczyzny. Jak nawiązałeś z nimi kontakt?

To dość interesująca historia. Zostałem polecony do tej pracy przez kolegę z Bielska Podlaskiego. Miałem wykonać dokumentację fotograficzną domów drewnianych. Zrealizowałem to zadanie jesienią 2021 roku. Była to fantastyczna praca – nie tylko dokumentacyjna – wykonałem kilka tysięcy zdjęć, ale związana też ze spotkaniami z ludźmi. W pewnym momencie okazało się, że prowadząca ten projekt robiła ze mną wywiad w ramach festiwalu Filmowe Podlasie Atakuje. Było to wiele lat wcześniej, a rozmowa dotyczyła filmu „Taki los”, który zdobył wtedy nagrodę Grand Prix. Przypomnę, że to film zrealizowany przez Andrzeja Sidora, a ja przy tym filmie pomagałem. W wyniku naszych działań związanych z projektem dotyczącym architektury Sejneńszczyzny powstała publikacja, do której napisałem tekst. Ostatnio coraz więcej piszę – wychodzi to z różnym skutkiem, ale podobno da się to czytać. Mogę się pochwalić, że nawet w magazynie „Kontynenty” nr 37/38 ukazał się mój artykuł o Sejnach.

Czujesz, że to, co robisz, jest ważne?

Tak. To, co robię, jest ważne i istotne, ale taki feedback od ludzi otrzymuję rzadko. Zachęcam, żeby ludziom, którzy coś robią, mówić, że wykonują dobrą robotę, bo to paliwo do ich działania, do tego, że im się jeszcze chce. Nie ma nic gorszego niż obojętność lub udawanie, że komuś się coś podoba. Mój apel: napisz wiadomość do swojego ulubionego fotografa, twórcy lub społecznika, powiedz mu to, gdy go spotkasz osobiście. Bez dobrych słów ludzie więdną, przestaje im się chcieć. Wbrew pozorom, ta praca jest bardzo ważna. Wiem to z własnego doświadczenia.

Kiedyś, filmując koncerty w „Norze”, nieistniejącym już pubie w Sejnach, przygotowywałem z nich relacje i wrzucałem je do Internetu. Dwóch kolegów – w stanie wskazującym – zapytało mnie któregoś razu, po co to robię, bo przecież to nikomu nie jest potrzebne. Nie przejąłem się tym i robiłem swoje. Po iluś tam latach „Nora” przestała istnieć, została zamknięta i tych samych dwóch kolegów, w tym samym stanie, spotkałem po dłuższej przerwie i usłyszałem, że zrobiłem świetną robotę, dokumentując tamte wydarzenia. Usłyszałem: – Oglądamy Twoje filmy, to jest fantastyczne, że możemy wrócić do tamtych koncertów.

A Ty chciałbyś wrócić kiedyś do Sejn na stałe?

Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Nie wiem. Nie mam pojęcia, czy będę w stanie wrócić do Sejn. Nie bez znaczenia jest tu życie osobiste. Być może też horyzonty tak mi się poszerzyły, że nie będę mógł w tej społeczności funkcjonować. Poczuję, że za mało się dzieje. Albo ja będę generował za dużo. A przesyt też nie jest dobry.

Dziękuję za rozmowę.

Fot. Marcin Pawlukiewicz – fotografie udostępnione naszemu portalowi na potrzeby wywiadu

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Udostępnij:

Reklama

Najczęściej czytane

Przeczytaj więcej
Powiązane

Trwa Wigrosfera (foto)

5. edycja Festiwalu "Wigrosfera" rozpoczęła się koncertami w Suwalskim...

W lipcu 5. edycja Festiwalu „Wigrosfera”. Gwiazdą wydarzenia będzie fiński zespół Ensemble Gamut!

Festiwal "Wigrosfera" to wyjątkowe wydarzenie, które łączy muzykę z...

W lipcu 5 edycja Festiwalu „Wigrosfera”

Zapraszamy na wyjątkowe wydarzenie muzyczne, które odbędzie się 5...

Dużo wydarzeń w tym tygodniu

Koncerty - również młodzieżowe i gospel, spotkania, gra miejska,...