W niedzielny (14 maja) wieczór w suwalskim Black Pub Komin wystąpił Piotr Bukartyk ze towarzyszeniem zespołu Ajagore. Koncert spotkał się ciepłym przyjęciem suwalskiej publiczności.
Piotr Bukartyk, choć działa na polskiej scenie od czterdziestu przeszło lat i wydał kilkanaście albumów, kojarzony jest przede wszystkim jako gość piątkowej, porannej audycji Wojciecha Manna, w której reprezentuje śpiewające felietony. Od prawie trzech lat czyni to w Radiu Nowy Świat, wcześniej oczywiście w wiadomej stacji, której nazwy wiele osób woli już nie wymieniać. W Programie Trzecim Polskiego Radia stał się Bukartyk w pewnym momencie gościem niechcianym, oczywiście nie przez redaktora Manna, a dyrekcję. Panowie jednak nie zważali na to i parę lat „walczyli z systemem”. Dopiero reperkusje związane z odsunięciem Anny Gacek skłoniły ich do „wymeldowania” się z Myśliwieckiej. Stało się to w marcu 2020 roku. Kończąc wątek radiowy w życiu artysty, należy przypomnieć, iż w latach 2007-2009 prowadził autorską audycję „Piękne kwiatki”. Prezentował w niej polskojęzyczne kawałki. Przynajmniej raz zabrzmiał w „Pięknych kwiatkach” suwalski wykonawca. Otóż 25 marca 2009 roki około 15:25 na falach Programu Trzeciego Polskiego Radia popłynęła „reggae’ująca” piosenka „Jek ja jechał” folkowej grupy Vieśnowa, w której śpiewały Anna Szafranowska i Małgorzata Makowska, a aranżerem i niejako liderem był Wiesław Jarmoc. A skąd Pan Piotr miał te nagranie? Ano ktoś wysłał ich parę i sprawił to autor poniższych zdjęć…
O ile w piątkowych audycjach Piotra Bukartyk występuje sam bądź z gitarzystą Krzysztofem Kawałko, to na tak na płytach, jak i koncertach nie stroni od sięgania po szerszy aparat wykonawczy. Tak było i w Black Pub Komin gdzie artyście towarzyszyło trio Ajagore, znane przede wszystkim z akompaniowania Grażynie Łobaszewskiej. W grodzie nad Czarną Hańczą wystąpiło z nią (ale w nieco innym składzie personalnym) co najmniej dwa razy – w lutym 2011 roku oraz wrześniu 2018.
Bukartyk jako tekściarz kojarzony jest przeważnie od strony mocnej satyry politycznej. I nie jest tak – jak niektórzy sugerują – że pod pręgierzem krytyki artysty znajduje/znajdowała się li tylko jedna, wiadoma opcja. Bywało przecież i tak, że oberwało się i Tuskowi, jak i Komorowskiemu. Polityka, polityką, ale niewątpliwie dużo miejsca w twórczości Bukartyka zajmuje tematyka socjologiczna.
Niedzielny koncert zaczął się z niewielkim opóźnieniem, ale już w chwili pojawienia się artysty na scenie widać było, że publiczność przybyła na ten występ nieprzypadkowo, a choć Piotr Bukartyk żartował, że postara się nie przeszkadzać w konsumpcji, to uwaga przybyłych niepodzielnie skupiona była na występie. Nic dziwnego – artysta potrafi zaczarować słowem. Może nie o takie typowe oczarowanie chodzi, ale z pewnością wpływ na odbiorców jest niemały i niebagatelny. Utwory autorstwa Piotra Bukartyka to doskonały przykład celnego doboru słów, sformułowań, wykorzystywania bogactwa znaczeniowego. Jak wyznał autor, na stworzenie tekstu poświęca trzy godziny, zatem zaryzykować można stwierdzenie, że są to bardzo owocne chwile, bo jest to przekaz, który trafia do słuchaczy, skłania do refleksji i zapada w pamięć.
Już pierwsza zapowiedź dowiodła, że poczucie humoru jest wpisane w konferansjerkę artysty. Dowcip cięty, celnie trafiający w sedno i nieprzesadzony sprawił, że choć czasem padały i dosadniejsze słowa, to ich ważkie znaczenie usprawiedliwiało takie środki wyrazu.
Niewątpliwie utwory, które zabrzmiały podczas niedzielnego koncertu, są dowodem na polityczne zaangażowanie autora, taka muzyczna próba walki z nie najradośniejszą rzeczywistością to lwia część występu. Zapowiadana płyta – „Wieloryb Fiutin i inne opowiadania” zawierać będzie teksty będące komentarzem do sytuacji za naszą wschodnią granicą – w Ukrainie, Białorusi. Choć Bukartyk żartobliwie stwierdził, że po jego piosenki radiowi didżeje sięgają niezbyt ochoczo, to przecież z pewnością w wielu rozgłośniach usłyszeć można utwór „Kup sobie psa”. Zabrzmiał on i podczas niedzielnego koncertu, a zadedykowany został Janowi Janga-Tomaszewskiemu, aktorowi i muzykowi, od którego uczył się muzycznych technik sam Joe Bonamassa (przypomnijmy gwiazda Suwałki Blues Festival 2009). Takich historii wokalista przytoczył bardzo wiele, a i nostalgicznych piosenek było więcej (jak choćby jeszcze niezatytułowana „podnosząca na duchu śpiewanka”), co było zamierzonym działaniem mającym według słów artysty zwiększyć zakupy w barze.
Dominowały jednak kawałki z żywszym rytmem, stanowiące prześmiewczy obraz niewesołej rzeczywistości. Artysta podzielił się zatem wspomnieniami z wojaży („Tu w San Escobar”), przeraził mroczną wizją złowrogiej niewiasty („Baba Zając”), rozbawił zapowiedzią „Magii prostych słów”, choć sam utwór już ani trochę wesoły nie jest. Nie zabrakło też starszej piosenki – „Niestety, trzeba mieć ambicje”.
Niełatwo było publiczności przystać na zakończenie koncertu, zatem jeszcze zabrzmiały wzruszające „Inne kraje”. A jako że niebawem – we środę, artysta świętuje ostatnie urodziny „z piątką z przodu” zabrzmiało i „Sto lat” w wykonaniu przybyłych na koncert fanów. Świetny występ, ciekawy podmiot wykonawczy i bardzo dobre miejsce na takie muzyczne wydarzenia – Black Pub Komin niech wciąż serwuje takie ciekawe koncertowe propozycje.
Tekst: Wojciech i Katarzyna Otłowscy (kolejność według chronologii)
Fotografie w postaci pokazu slajdów: Wojciech Otłowski