Jeszcze niedawno szukalibyśmy książek o śnieżnej, mroźnej zimie, ale w tej chwili idealnie sprawdzą się ciepłe lektury – i takie właśnie propozycje ma dla małych odbiorców Wydawnictwo Nasza Księgarnia. Trochę nauki, mnóstwo zabawy, cenna lekcja współpracy, otwartości i poszukiwania prawdy – nowe tytuły z pewnością ocenić należy jako wartościowe wzbogacenie biblioteczki maluchów.
„Koparka i cyfry” to kolejna pozycja, w której spotkamy znanych i lubianych bohaterów, gdyż należy ona do serii „Snów kolorowych, placu budowy”. Zimą prace budowlane ustają, zatem mali fani takich tematów mogą za pośrednictwem literatury spotkać swoich idoli. Często w potocznych wypowiedziach zapominamy niejako, że przecież to konkretne osoby stoją za pewnymi czynnościami i mówimy, że coś zrobiła koparka czy wywrotka – takie ujęcie tej kwestii spotykamy na kartach książeczki. Te dwa pojazdy, dwie maszyny odgrywają niebagatelną rolę na początku procesu wznoszenia budynku. Wszak najpierw musi się pojawić dół pod fundamenty, trzeba doprowadzić media, przywieźć piasek, wywieźć gruz i kamienie… Roboty jest niemało, ale dla pracowitych bohaterek żadne zadanie nie jest zbyt wielkim wyzwaniem!
Tak się też sympatycznie składa, że kolejne prace ściśle wiążą się z następującymi po sobie liczbami – dół jest jeden, za zadania biorą się dwa dzielne pojazdy, na placu budowy pojawiają się trzy góry piasku i cztery wykopy… Koparka i wywrotka sumiennie wykonują każde zadanie i sukcesywnie posuwają do przodu pracę.
Obserwując ilustracje widzimy sympatyczne bohaterki, ale też graficzną reprezentację przywoływanych liczb. Zatem maluchy mogą policzyć i sprawdzić, że podane w wierszyku informacje są zgodne z tym, co widać na stronach kartonowej książeczki. Prace trwają cały dzień, czego potwierdzeniem jest wędrujące po niebie słońce. A na koniec, tradycyjnie, zapada noc i żegnamy pracowite maszyny. Ta klamra sprawia, że „Koparka i cyfry” świetnie spisuje się jako lektura na dobranoc. Rymowany tekst przełożony przez Joannę Wajs wpada w ucho, łatwo go zapamiętać, a co za tym idzie – i utrwalić sobie cyfry, co będzie świetnym wsparciem w nauce liczenia.
Książeczki opowiadające o bohaterach z placu budowy to cenione i lubiane lektury, po wielekroć maluchy proszą o ich przeczytanie, a i same chętnie je oglądają, więc docenić należy formę wydawnictwa – solidne, twarde kartki, zaokrąglone rogi. Niewielka, poręczna książeczka będzie długo towarzyszyć małemu odbiorcy – dzięki niej poćwiczy liczenie, ale też nauczy się wartości współpracy.
Drugi tytuł skierowany do najmłodszych, który ostatnio ukazał się nakładem Wydawnictwa Nasza Księgarnia, to opowieść o zwierzętach. Ale czy tylko?! Na pewno nie! „Jak wygląda opos?” to pięknie zilustrowana przez Emilię Dziubak historia autorstwa Sabine Bohlmann przywołująca uniwersalne treści, przekładalne na codzienne sytuacje, w jakich znaleźć się mogą mali odbiorcy.
Mała myszka, którą widzimy na okładce, spodziewa się wizyty. Została o niej uprzedzona listownie, więc może poszukiwała nowych przyjaciół. List jej zatem nie zaskoczył, ale nieco niepewności zasiała kwestia, kim jest ów zapowiedziany gość. To opos, ale jak on wygląda? Co lubi? Co je? Jakie ma zwyczaje? Gdzie mieszka?
Na dręczące myszkę pytania odpowiadają napotkani znajomi – jeż, dzik, bóbr, kaczka. Z ich relacji wynika coraz to inny, niecodzienny obraz tajemniczego oposa, ale jaka jest prawda? Jak się okaże – zaskakująca! Małych odbiorców czeka miła niespodzianka i oczywiście pogodny finał.
Okazuje się, że wyobraźnia niekoniecznie trafnie podpowiada nam pewne rzeczy. Na szczęście bohaterowie potrafią przyznać się do niewiedzy i wątpliwości, a potem wspierają myszkę w jej poszukiwaniu prawdy – może też z powodu ciekawości zasianej przez pytanie o tego „oryginała”-oposa.
Najmłodsi być może znają oposy, więc sugestie zwierząt wzbudzą śmiech i niedowierzanie, ale czasem natykamy się na nazwy, które nam niewiele mówią: babirussa, jelonkowiec błotny, żabnica czy gerenuk mogą podziałać na wyobraźnię i spowodować snucie podobnych opowieści, jak ma to miejsce w książce Sabine Bohlmann. Jeśli zależy nam na rzeczowej i prawdziwej odpowiedzi, szukajmy jej w pewnych źródłach!
Na szczęście myszka cierpliwie szuka prawdy, nie zraża się niepowodzeniami, jest otwarta na nową znajomość, więc i odpowiedź na tytułowe pytanie znajduje, a przy okazji też coś niezwykle cennego – przyjaźń. Historyjka jest zabawna, zaskakująca, przekazuje pozytywne wartości i cenne przesłanie, a ilustracje Emilii Dziubak to klasa sama w sobie. Ceniona ilustratorka tradycyjnie już sprawia, że warstwa wizualna książeczki to nie tylko dopełnienie tekstu, ale i wartość dodana.
Polecamy te nowe, urocze, sympatyczne lektury Wydawnictwa Nasza Księgarnia!