Cezary Cieślukowski to były wojewoda suwalski, były wiceminister zdrowia, członek Zarządu Województwa Podlaskiego – w Sejmiku jako radny prawie nieprzerwanie od 1998 roku. Wiele z jego wczesnych inicjatyw przetrwało do dzisiaj, m.in. utworzenie Suwalskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, Euroregionu Niemen, Fundacji Rozwoju Przedsiębiorczości, Lokalnej Grupy Rybackiej „Pojezierze Suwalsko – Augustowskie”. W wywiadzie z naszym portalem tłumaczy, dlaczego w wieku 60 lat postanowił zostać senatorem i jakie pomysły towarzyszą mu w kampanii wyborczej.
Sfinansował Koalicyjny Komitet Wyborczy Polska 2050 Szymona Hołowni – Polskie Stronnictwo Ludowe.
Z Cezarym Cieślukowskim rozmawiała Iwona Danilewicz.
Iwona Danilewicz: Dlaczego zdecydował się Pan kandydować do Senatu? Jakie są Pana główne cele i priorytety polityczne?
Cezary Cieślukowski: Zdecydowałem się na start w wyborach do Senatu pod wpływem ludzi. Wiele osób intensywnie mnie namawiało do tego, żebym spróbował. Myślę, że z tym przekonaniem związanych jest kilka kwestii. Po pierwsze, ocena mojej osoby – feedback, który od lat otrzymuję. Jestem człowiekiem kompetentnym, z dużym doświadczeniem. Posiadam umiejętność przekonywania innych do swoich racji i budowania koalicji wokół rozwiązań, które chcielibyśmy przez Senat przeprowadzić. Do tej pory byłem postrzegany jako osoba skuteczna, stąd i wybór hasła w kampanii do Senatu, tego samego, którego używałem przez wiele lat w wyborach: Czyny, nie słowa. Po drugie, wpływ na moją decyzję o starcie ma charakterystyka Okręgu numer 59. On jest ciekawy, łączy “dwa żywioły”, jak ja to mówię, czyli Suwalszczyznę i Ziemię Łomżyńską. Na tym terenie działam od ponad trzydziestu lat w sferach społecznej, publicznej, samorządowej. A po trzecie, uważam, że konkurencja z aktualnym senatorem z PiS dodaje dodatkowych emocji, a zatem spróbować.
Wspomniał Pan o współpracy w Senacie z przedstawicielami innych partii w celu osiągnięcia porozumienia. Właściwie już w tym momencie startuje Pan z ramienia koalicji. Myślę tutaj o “Trzeciej Drodze”…
Tak, to prawda. Nie jestem tylko kandydatem jednej partii, tylko całej demokratycznej opozycji. Mogę za to tylko serdecznie podziękować kolegom z Platformy Obywatelskiej, z Lewicy, z partii Polska 2050 Szymona Hołowni, że zaakceptowali propozycję Polskiego Stronnictwa Ludowego – zostałem zgłoszony oficjalnie przez Zarząd Wojewódzki Polskiego Stronnictwa Ludowego. Byłem brany pod uwagę jako jeden z kilku kandydatów, na przykład obok kandydata Platformy Obywatelskiej. I jeżeli ostatecznie wynegocjowano, czy zaakceptowano mnie, to mogę tylko podziękować temu wąskiemu gronu polityków ze wszystkich partii, którzy przez kilka miesięcy układali listy. Reprezentuję tym samym całą szeroko rozumianą demokratyczną opozycję i jej programy.
Zatrzymajmy się przy tym przez moment. Które elementy programowe “Trzeciej Drogi” – z perspektywy PSL – są dla Pana najbliższe i i pokrywają się z tym, w co Pan wierzy?
Jeżeli przyjrzymy się programom zarówno w części społecznej, jak i gospodarczej, to one w bardzo dużym stopniu są spójne, pokrywają się ze sobą, co – nie ukrywam – daje mi luksus mówienia o nich. Nie muszę obawiać się tego, że niespodziewanie ktoś wyłowi elementy programowe, które stoją z postulatami PSL w zupełnej sprzeczności.
Zacznę może od tematu, który podgrzewa dyskusję publiczną od dawna – mianowicie od bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo w tej kampanii jest kluczowe. Mam tu na myśli skutki kryzysu migracyjnego i napaści Rosji na Ukrainę. Bezpieczeństwo granic to jeden z aspektów myślenia o bezpieczeństwie w sensie kompleksowym, obok bezpieczeństwa energetycznego, bezpieczeństwa żywnościowego i bezpieczeństwa zdrowotnego.
Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo granic, nie bez znaczenia jest według mnie fakt, że jako wojewoda suwalski – jeszcze w latach 90. XX wieku – doprowadziłem do tego, że do Suwałk wróciło wojsko. Dzisiaj niektórzy politycy z innych opcji podkreślają, że stało się to niedawno i to jest ich zasługa. Ja tymczasem chcę bardzo wyraźnie powiedzieć, że wojsko do Suwałk wróciło w roku 1993. Dokładnie 10 września. Wówczas zakończyła się dyslokacja Pułku Artylerii Przeciwpancernej z Kwidzyna do Suwałk. Zabiegałem przez ponad rok, aby tak się stało. Działo się to w zupełnie innym okresie. Możemy powiedzieć, że dzisiaj pewne decyzje zapadają pod presją wydarzeń zewnętrznych, na które nie mieliśmy wpływu, czyli wojny w Ukrainie czy kryzysu migracyjnego, natomiast wówczas żyliśmy w klimacie odwilży – wyprowadzenia wojsk radzieckich z Polski, rozpadu Związku Radzieckiego. Pomimo tego, już wtedy miałem poczucie odpowiedzialności za bezpieczeństwo “nowych” granic – wydawało mi się to naturalne i potrzebne, aby blisko granicy naszego państwa stacjonowało wojsko.
Bezpieczeństwo granic w świetle ostatnich publikacji prasowych nabiera zupełnie innego znaczenia. Afera wizowa pojawia się w coraz większej liczbie portali i gazet i okazuje się, że nadal wielu rzeczy nie wiemy.
Zauważam porażającą różnicę między słowami a czynami partii rządzącej. W ostatnich dniach zostaliśmy wręcz zmiażdżeni wiadomością o tym, że obrona granic przed uchodźcami jest tylko fikcją stworzoną na użytek PiS-u. Przedstawiciele rządu zmontowali system wydawania wiz obywatelom krajów z Afryki i z Azji, system o charakterze korupcyjnym i to na ogromną skalę. Widzimy, jak Straż Graniczna broni granicy przed grupami kilkudziesięciu uchodźców, którzy próbują sforsować płot, a z drugiej strony ktoś bierze pieniądze za nielegalny proceder, o którym podobno służby wiedziały już od dłuższego czasu.
Bezpieczeństwo w Pana programie oparte jest na czterech filarach. Jak Pan rozumie zapewnienie bezpieczeństwa zdrowotnego? Zdrowiem zajmował się Pan przez wiele lat w Sejmiku Województwa Podlaskiego, w resorcie zdrowia i to Pana działanie miało wpływ na zablokowanie planów prywatyzacji suwalskiego szpitala, który tonął w olbrzymich długach.
Trudno teraz ocenić, czy próbowałem ratować szpital przed prywatyzacją czy upadłością. Gdy zostałem członkiem Zarządu Województwa Podlaskiego, który odpowiadał za nadzór nad funkcjonowaniem placówek ochrony zdrowia, nie uchyliłem się od odpowiedzialności na mnie ciążącej. Uważam, że byłem skuteczny w tym, co robiłem. “Dostałem” w spadku szpitale w bardzo złej kondycji finansowej, generujące olbrzymie straty, borykające się z komornikami. Suwalski Szpital Wojewódzki był w wyjątkowo trudnej sytuacji. Pamiętam spotkania ze sfrustrowanymi pracownikami placówki. Musiałem działać szybko… Zacząłem od zmiany dyrektora. Kolejnym krokiem, który objął szpitale w Suwałkach, Łomży, Białymstoku i Choroszczy, było przygotowanie i wdrożenie programów restrukturyzacji. Tu za kluczowe uważam zaangażowanie w programy restrukturyzacji Agencji Rozwoju Przemysłu, która – po pierwsze, przejęła długi szpitali i przywróciła im oddech, czyli płynność finansową w zamian za regularną spłatę zobowiązań i jednocześnie zapewniła nadzór zewnętrzny nad wdrażaniem programów restrukturyzacji. To była słuszna decyzja. Szpital w Suwałkach nadal funkcjonuje – rozbudowuje się, modernizuje oddziały przy wsparciu samorządu województwa i funduszy europejskich, w tym funduszy transgranicznych, w których rozdysponowaniu przecież biorę aktywny udział cały czas. Myślę o programach Polska – Litwa czy Polska – Białoruś – Ukraina, teraz Polska – Ukraina. Na przestrzeni ostatnich lat ten szpital uzyskał olbrzymie wsparcie, mierzone w dziesiątkach milionów złotych. Zdaję sobie przy tym sprawę, że pewne bolączki związane z opieką zdrowotną nadal są aktualne. O tych problemach mówi się w programach wszystkich partii.
Proszę wskazać konkretne problemy i ich rozwiązania.
Choćby skrócenie kolejek. Jeżeli pacjent otrzymuje skierowanie do specjalisty i po rejestracji w przychodni okazuje się, że termin oczekiwania na przyjęcie przez lekarza jest dłuższy niż 60 dni, to powinien mieć prawo do skorzystania z opieki prywatnej, refinansowanej przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Oceniam, że jest to realne, mimo wielu trudności, które mogą pojawić się na drodze do realizacji tego pomysłu, jak np. stawki proponowane przez NFZ lub ewentualne nadużycia.
Innym problemem dotykającym sferę publicznej ochrony zdrowia są zasoby kadrowe. Akurat województwo podlaskie nie jest w najgorszej sytuacji, ponieważ mamy własną uczelnię medyczną, czyli Uniwersytet Medyczny w Białymstoku, który kształci kadry. Jak to zrobić, by lekarze gromadzili się nie tylko wokół ośrodków uniwersyteckich? Potrzebne jest rozwiązanie systemowe, promujące obszary z deficytami opieki zdrowotnej, na bazie współpracy z samorządami, czy to w formie stypendiów, czy też mieszkań.
Przy okazji tematu szpitali, chciałabym wrócić na chwilę do Łomży. Sprzeciwił się Pan pomysłowi stworzenia tam szpitala covidowego. Jak wynika z ostatniego raportu Najwyższej Izby Kontroli, miał Pan rację – szpitale tymczasowe dla chorych na COVID-19, według NIK były zbędne.
Po raz kolejny publiczne pieniądze zostały zmarnowane. Co do Łomży – wszyscy zostaliśmy zaskoczeni tym pomysłem i decyzją wojewody – również my, jako radni Sejmiku Województwa Podlaskiego. Mieszkańców Łomży i Ziemi Łomżyńskiej pozbawiono podstawowej opieki medycznej – zostali zmuszeni do szukania pomocy w ośrodkach odległych o kilkadziesiąt kilometrów, w Zambrowie, Kolnie, Grajewie, co spowodowało kolejne perturbacje w tamtych szpitalach, które nie były w żaden sposób przygotowane na zwiększoną liczbę pacjentów.
Jednym z Pana pomysłów jest stworzenie w Suwałkach szpitala onkologicznego. Na jakim etapie jest realizacja tego przedsięwzięcia?
Pomysł miał swój początek we współpracy z Białostockim Centrum Onkologii, w którym jestem członkiem Rady Społecznej. Tematyka ochrony zdrowia to również programy profilaktyczne. Brałem udział w opracowaniu tzw. Map Potrzeb Zdrowotnych. To był pomysł Ministerstwa Zdrowia jeszcze za czasów ministra Mariana Zembali, który polegał na tym, aby system ochrony zdrowia dopasować do demografii i danych zbieranych i obszarowo, i w poszczególnych specjalizacjach. Z tych danych wynikało, że obszar Suwalszczyzny i Mazur ma gorszy dostęp do opieki onkologicznej niż pozostałe części kraju. W związku z tym zarekomendowano stworzenie w północno-wschodniej części Polski zakładu radiologii.
Realizatorem tego przedsięwzięcia będzie Białostockie Centrum Onkologii. To rozwiązuje również problem kadrowy – lekarze z Białegostoku będą leczyć w Suwałkach. Koncepcja funkcjonowania nowej placówki jest gotowa, podobnie jak dokumentacja techniczna. Wiosną tego roku został złożony wniosek do Funduszu Medycznego – Subfunduszu Infrastruktury Strategicznej Ministerstwa Zdrowia. Czekamy na ocenę i rozstrzygnięcie konkursu. W tym zadaniu zostało zawarte również utworzenie centrum opieki dla kobiet cierpiących na raka piersi, niezwykle potrzebny Breast Cancer Unit w Białymstoku.
O jakiej perspektywie czasowej mówimy?
Przy pozytywnym rozstrzygnięciu, jest to kwestia – powiedzmy 3, 4 lat, żeby ten obiekt został tutaj uruchomiony. Traktuję to jako moje strategiczne zadanie na tle wszystkich zadań regionalnych. Zdaję sobie sprawę, że Senat ma zajmować się zmianą prawa, ale też dobrze, gdy senatorowie lub parlamentarzyści opiekują się projektami, które wzbogacają, rozwijają region.
Bezpieczeństwo, o którym wspomniał Pan wcześniej, ma również wymiar energetyczny. Jaki kierunek w tym zakresie obiera PSL?
Polskie Stronnictwo Ludowe od wielu lat walczy o to, żeby udział zielonej energii w naszym kraju był dużo wyższy niż obecnie.
Co kryje się za tym stwierdzeniem?
Polskie Stronnictwo Ludowe było liderem zmian, które wprowadziły przepisy dotyczące tak zwanej energetyki prosumenckiej – fotowoltaiki i w ogóle wszystkich form źródeł energii odnawialnej. W czasie rządów PiS-u inicjatywy zwiększenia udziału zielonej energii zostały bardzo mocno zahamowane. Po pierwsze, weszła ustawa wiatrakowa, która ograniczyła możliwości budowania nowych farm wiatrowych – w praktyce jest to możliwe tylko w paśmie nadmorskim. Po drugie, w ubiegłym roku zmieniono na niekorzyść przepisy dotyczące zasad rozliczania energii produkowanej przez prosumentów na potrzeby własne.
Lokalna Grupa Rybacka “Pojezierze Suwalsko-Augustowskie”, którą prowadzę od 14 lat, przygotowała i wdrożyła projekt na tak zwane małe instalacje fotowoltaiczne w gospodarstwach domowych. Takich instalacji nasi beneficjenci zbudowali około 60 (o mocy do 10 kW). Wcześniej nadwyżkę można było odsprzedawać na bardziej atrakcyjnych zasadach niż obecnie. Tym bardziej, że “zielona energia” ma swoje ułomności – bez słońca czy wiatru nie jest produkowana. Sprzedaż energii nie powinna być wąskim gardłem procesu zmiany źródeł na bardziej ekologiczne. Inna sprawa to niewydolność sieci przesyłowych, co blokuje rozwój firm. Polska od wielu lat zbiera miliardy z opłat z “zielonych świadectw”, które powinny być przeznaczone na modernizację systemów energetycznych. Na co przeznaczane są te środki? Nikt do końca nie wie, domyślam się na programy społeczne, na wsparcie socjalne lub łatanie dziury w programie 500 plus.
Dodam jeszcze jedno. Wszyscy wiemy o tym, że polski rząd wspólnie z rządem litewskim zbudował most energetyczny. Mało kto zdaje sobie natomiast sprawę, że pierwsze dostępne przyłącze do mostu na naszym obszarze jest w Ełku. Na Suwalszczyźnie nie mamy możliwości, żeby się podłączyć do tej sieci. Słyszałem skargi od przedsiębiorców, że jeśli chcą skorzystać z mostu Polska-Litwa, łącze muszą dobudować sami. To jakiś absurd.
Temat energetyki jest bardzo szeroki. Począwszy od źródeł energii – jej wytwarzania, po magazynowanie, a nawet plan samowystarczalności miast takich jak np. Suwałki. Dyskusje związane z energetyką co roku zresztą odbywają się w naszym mieście podczas Forum Biznesowego Pogranicza. W tym roku również przyjdzie na nie czas. My jednak przejdźmy do kolejnego aspektu bezpieczeństwa, o którym Pan wspomniał na początku naszej rozmowy – bezpieczeństwa żywnościowego. W kontekście zalewającego nas zboża z Ukrainy, rosnących zobowiązań polskich rolników, ten problem powinien stanowić jeden z priorytetów. Tymczasem na horyzoncie brak rozwiązań.
Temat bezpieczeństwa żywnościowego należy rozpatrywać w kilku kontekstach. Pierwszy, ten bardzo generalny, to problem zerwania łańcucha dostaw, czego już doświadczyliśmy w poprzednich latach. Cukier mąka, ocet, olej, drożdże, makarony – wszystko to stało się nagle dobrem cennym i poszukiwanym, kupowanym w ilościach nadmiarowych. Uważam, że trzeba dbać o te produkty, które możemy wytworzyć lokalnie i wspierać rolnictwo oraz gospodarkę żywnościową na tym poziomie. My na szczęście jesteśmy regionem rolniczym, ale to wcale nie oznacza, że nasi rolnicy są wolni od zobowiązań.
Rolnik nie powinien być klientem pomocy społecznej. Rolnik to jest normalny producent – przedsiębiorca, który powinien produkować to, co my chcemy jeść, a jednocześnie otrzymać za to zapłatę. Wynagrodzenie, które pokryje koszty i jeszcze umożliwi mu osiągnięcie zysku, tak jak w każdej innej działalności. Tymczasem mamy sytuację taką, że przez ostatnie lata zrobiono z rolników klientów wszelkiego rodzaju zasiłków oraz dotacji. Polska produkcja rolnicza jest bardzo rozproszona. U nas nie działają, tak jak w Ukrainie, koncerny rolnicze – olbrzymie gospodarstwa o powierzchni tysięcy hektarów. Państwo nie zbudowało mechanizmów, które zapewniają na przykład, czy to magazynowanie nadwyżek, czy wyrównywanie cen. Nie ma u nas planowania, jest reagowanie na bieżąco na zmiany koniunktury. Rolnicy byli bardzo zadowoleni, gdy cena zboża sięgała 2000 zł; dzisiaj za to samo zboże proponuje się im ponad 500 zł za żyto, około 800 zł za pszenicę. Pamiętajmy przy tym, że ceny energii i paliw poszybowały w górę, tak jak i ceny nawozów. A to nadal nie wszystkie koszty towarzyszące produkcji rolnej.
I teraz wracamy do zboża z Ukrainy – Polskie Stronnictwo Ludowe od początku mówiło, że należy wprowadzić system kaucyjny, który pozwoli na pełną kontrolę wwozu i wywozu upraw. Rząd zapewniał, że ma nad tym kontrolę. Okazuje się, że to była kolejna okazja do zarobku. Kto dokładnie zarobił, nie wiadomo, bo rządzący i przy tej okazji nabrali wody w usta.
Podobna sytuacja dotyczy rynku zwierząt. W rolnictwie nie ma stabilizacji, która by pozwalała na wieloletnie planowanie. I mamy tego efekty. Jeszcze w 2012 roku było ponad 93000 gospodarstw. Dzisiaj mamy ich o 17000 mniej. Młodzi ludzie nie planują swojej przyszłości w tej dziedzinie gospodarki, gdzie pewność dochodów, która powinna być elementem kluczowym przy podejmowaniu decyzji, właściwie nie istnieje. PSL proponuje program wsparcia młodych rolników, ale nie kwotą 150 tys. złotych, bo co można za to kupić, gdy maszyny rolnicze to koszt rzędu setek tysięcy złotych, nie wspominając o ciągnikach, których ceny zaczynają się od pół miliona złotych. Fundusz wsparcia i program Aktywny Rolnik to jedno z rozwiązań, kolejne to ochrona naszego rynku przed napływem produktów z zewnątrz. Jeszcze inna sprawa, to rosnąca i nadmierna moim zdaniem biurokracja w sferze rolnictwa, gdzie oczekuje się, że wszystko będzie robione zdalnie. Trudno sobie wyobrazić, aby rolnicy w wieku średnim i starszym byli do tego przygotowani. Rozbudowane ekoschematy, z którymi muszą poradzić sobie rolnicy, zmierzają do tak zwanej bioróżnorodności polegającej na tym, że zachęca się do tego, by ograniczać uprawę ziemi i produkcję zwierzęcą. Gdzie w tym logika, gdy wiemy, że cały czas rośnie konsumpcja i rynek żywnościowy powinien stanowić podstawę gospodarki krajowej?
Schodzimy niebezpiecznie w kierunku lobbystów działających w każdej dziedzinie życia. A to temat rzeka. Ja na koniec chciałabym dowiedzieć się, co jest według Pana miarą sukcesu? Satysfakcją w tych wyborach jest dla Pana sam start czy będzie to wyłącznie wygrana?
Startuję w wyborach po to, żeby wygrać. Mam dwóch kontrkandydatów, a tylko jeden z nas dostanie mandat. Chcę wygrać i i staram się to uczynić. Mam świadomość tego, że wybory to pewnego rodzaju plebiscyt. Część osób będzie kierowała się szyldem politycznym, nazwiskiem kandydata, ale bardzo duża część – jego dokonaniami, doświadczeniem, środowiskiem politycznym, które reprezentuje. W Polsce od jakiegoś czasu wieje wiatr zmian. Czuję go nie tylko ja.
Widać znużenie rządami Prawa i Sprawiedliwości. PiS jest wyjałowiony, wyczerpał się z różnych pomysłów, które mogłyby poprawić życie Polek i Polaków. Rządzący sięgają po argumenty marginalne, takie jak poprawa jakości żywności w szpitalach. Do szpitali nie idziemy po to, żeby dobrze zjeść, tylko żeby się wyleczyć i otrzymać konkretną pomoc medyczną. W szpitalach brakuje dobrych specjalistów, do przychodni czeka się w długich kolejkach. To jest realny problem do rozwiązania. Właśnie dlatego wierzę w świeżą energię i pomysły opozycji demokratycznej.
Przed Panem bardzo pracowity okres. Znajdzie Pan czas, żeby pograć w golfa albo wybrać się na ryby?
O golfie na razie mogę tylko pomarzyć, ale czas na grę w tenisa znajduję. Pogoda sprzyja i kampanii, i ruchowi na świeżym powietrzu. Ludzie wychodzą z domów, więc jest z kim rozmawiać i kogo przekonywać do swoich racji. Cieszę się, że na Suwalszczyźnie ludzie mnie rozpoznają. Na Ziemi Łomżyńskiej muszę dać się poznać bliżej. Na szczęście wspierają osoby, które dają dobre świadectwo o współpracy ze mną i mojej działalności, bo to też jest ważne.
Dziękuję za rozmowę.